środa, 18 października 2017

Od Taigi CD Mobiusa

Zacisnęłam usta w wąską kreseczkę i stanęłam w bezruchu. Spojrzałam za siebie, aby sprawdzić, czy ktokolwiek spogląda w naszą stronę. Wystarczyło, że już plotkowali, że się z kimś spotykam, nie chciałam rozgłosu, głupich pytań i jeszcze więcej komentarzy. Westchnęłam, poddając się. Ułożyłam dłoń na jego głowie i delikatnie pomiziałam po włosach. Oby tylko mnie nie zaraził, najgorsze co może być to leżeć z gorączką w łóżku i smarkać się w ostatnie znalezione chusteczki. Uniosłam oczy ku górze i delikatnie je przymknęłam.
- Powinieneś iść do Aspena i do łóżka, im szybciej tym mniej osób pozarażasz - Chciałam się delikatnie odsunąć, ale trzymał na tyle mocno, że mi to uniemożliwił. - Dalej puszczaj, ludzie zaczynają się gapić - Mruknęłam.
- Niech się gapią, przeszkadza Ci to? - Wymamrotał, na co strzeliłam go w łeb. Po tym ruchu, puścił mnie i masował miejsce, w którym przez ułamek sekundy była moja dłoń.
- Bolało - Burknął.
- Leki i łóżko, nie będę się powtarzać. Wieczorem Cię skontroluje - Zaznaczyłam, grożąc mu palcem. Na te słowa uśmiechnął się jedynie, wracając do chusteczki, którą mu podarowałam. Zostawiłam go w stołówce z nadzieją, że posłucha moich rozkazów.... Nie, to były rady, rzeczywiście martwiłam się o jego stan. Niekiedy zwykłe przeziębienie w tych warunkach, może stać się prawdziwym zagrożeniem dla człowieka. Osłabiony organizm, szybciej łapie wiele groźnych infekcji. Wróciłam do niewielkiego pomieszczenia, gdzie jak się okazało odbywało się jakieś spotkanie. Zaskoczona oparłam się o futrynę. Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek organizowała, ani też nie wiedziałam, aby ktokolwiek inny cokolwiek robił. Zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie, a raczej monologu jednej osoby. Mianowicie blondyna, którego odkryte ciało było ozdobione tatuażami, które zamiast przypominać o ważnych rzeczach, były zbiorem przypadkowych obrazków... Czy ja tam widziałam jedną z emotikon? Kiedyś to było dosyć popularne, to fakt, ale żeby to sobie wydziarać? Otrząsnęłam myśli i wróciłam do słuchania. W niektórych momentach wręcz chciało mi się śmiać. Najwidoczniej owy blondyn był buntownikiem i chciał wprowadzić szereg zmian.
- Dlaczego nie możemy mieć prywatności? Musimy się kąpać wszyscy razem, podczas gdy ona ma własny prysznic! Jej wolno wszystko, a nam nic! Powinniśmy obalić jej rządy, póki nie jest za późno, kto wie co będzie następne, może będzie nam rozkazywać z kim mamy spać?! - Nie ciężko było się domyślić o kim mowa, teraz przynajmniej wiem, dlaczego nie zostałam zaproszona. Odchrząknęłam w końcu, aby wszyscy na mnie spojrzeli. Niektórzy, jakby odetchnęli z ulgą, że nie będą musieli już wysłuchiwać tych słów, inni natomiast z przerażeniem.
- Przeszkadza wam to, że nie ma zamków? A przypominacie sobie sytuację w której jeden człowiek przeszedł ochronę, pomimo zakażenia? Przemienił się w mieszkaniu, na szczęście pozostała trójka, która była w środku mogła uciec, a dlaczego? Bo drzwi były otwarte. Co jeśli, odpukać, w mieście zapanuje epidemia? Nikt was nie ostrzeże w nocy, bo drzwi będą zamknięte. Pokój z prysznicem dostają ludzie zasłużeni, są tacy co nie mają współlokatorów i niewątpliwie nadejdzie taki czas, gdzie będą mogli się wprowadzić do mieszkania z łazienką. Co do związków, mam w dupie kto z kim śpi i liczę na to samo z waszej strony. Coś jeszcze jest niejasne? - Mówiłam spokojnie, chociaż miałam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, aż wybuchnę.
- Teraz taka mądra. Kobieta nie może być dowódcą, wyzywam Cię na pojedynek? - Blondynek zeskoczył ze stołu i na nowo zaczął się wydzierać. Spojrzałam na niego, jak na idiotę po czym odwróciłam się do jednego ze strażników
- Kto to w ogóle jest? - Zapytałam, a odpowiedź nawet mnie nie zaskoczyła. Był to jeden z tych co siedział na kuchni. No tak, nie wchodzę na kuchnię, także nie znam ludzi pracujących tam.- Jesteś zwykłym szowinistą - Ułożyłam dłonie na biodrach. W sumie bawiła mnie ta cała sytuacja. Pomogłam tutaj zdecydowanej większość, także jego słowa nie powinny na nich robić większego wrażenia.
- Walcz ze mną! - Złapał za broń, na szczęście białą. Nie wiadomo co by zrobił, jakby znalazł pistolet, w tej agresji mógłby nawet strzelić, a wtedy na pewno leżałabym martwa.
- Nie będę Cię zabijać, tylko dlatego, że masz takie fantazje - Ułożyłam dłoń na skroni, aby uspokoić nerwy. - Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę, wracajcie do pracy, a Ty jeszcze raz podniesiesz na mnie broń, a pójdziesz do izolatki - Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia. Co za debil, jeszcze kilka takich akcji i rzeczywiście stanę z nim do pojedynku i mocno uszkodzę. Czas mijał szybko, nawet nie spostrzegłam, gdy zaszło słońce. Przypomniałam sobie, o Mobiusie, który leży chory. Bez namysłu skierowałam się do bloku, w którym miał mieszkanie. Weszłam bez pukania, w obawie, że śpi. Leżał na kanapie, przykryty kocem z książką w dłoni. Usiadłam obok niego, na co się uśmiechnął.
- Nie sądziłam, że czytasz - Odwzajemniłam jego gest.- Jak się czujesz?
- Po lekach nieco lepiej, ale wciąż czuje w sobie chorobę - Westchnął - Jak Ci minął dzień? - Przeniósł się do siadu, dzięki czemu ułożyłam mu na nogach mały pakunek, w którym była kolacja. - O ja, kolacja, dziękuje - Chciał mnie pocałować, ale nastawiłam mu jedynie policzek
- Jesteś chory - Przypomniałam - Nawet mi nie gadaj o dzisiejszym dniu - Westchnęłam, gdy zaczął się zajadać pieczywem z białym serem i szczypiorkiem opowiedziałam mu o całej sytuacji, która miała miejsce
- Przecież Ty nie rezygnujesz z walk - Zaśmiał się cicho, psikając przy tym dwa razy.
- Nie będę zabijać kucharza - Wzruszyłam ramionami - Poza tym, podejrzewam, że nie ma żadnych wielkich umiejętności. Jebany blondyn, nawet nie wiem, jak ma na imię, mam tylko nadzieję, że nie będzie na mnie polować, czy coś - Wzięłam na palec trochę sera, który zaczął zlatywać z kanapki, wkładając go do ust.
- Obronie Cię - Wymruczał mi do ucha, przez co się zaśmiałam.
- Leż, dzisiaj nie licz na nic więcej niż moja obecność - Puściłam mu oczko.

Mobius? W sumie... Mam ochotę na dramat xDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy