Przyglądałam się malutkiej buteleczce z wodą utlenioną. Dużo nie pomoże,
ale zawsze coś. W końcu może odkazić rany, ale gdy wyobrażę sobie ten
piekący ból... muszę to zignorować.
- Może ta noc nie będzie najgorsza. Ścielić na podłodze? - Zapytał, na
co pokiwałam głową i zaczął robotę. Ja za to wróciłam do zaglądania
kolejnych szafek w poszukiwaniu czegoś równie pożytecznego, kiedy Hayato
zaczął rozkładać płaszcze na ziemi. W dwóch kolejnych szafkach nic nie
było, dopiero w trzeciej coś znalazłam.
- Przywitaj się z gospodarzem - powiedziałam do chłopaka odsuwając się
od dolnej szafki, aby mógł zobaczyć szare zgniłe kości, a na nich
powieszone ubrania. Widziałam, jak chłopak się wzdryga, ale też lekko
uśmiecha.
- Szczerzy się do mnie - stwierdził jakby z dumą, na co zamknęłam
szafkę. Nic nie odpowiedziałam, tylko dalej grzebałam w półkach. Jedyne
co znalazłam to stary i nieco śmierdzący ręcznik, który pewnie miał
więcej bakterii i zarazków niż nasze rany. Nie ruszałam go. Wróciłam do
chłopaka, który siedział na swoim "łóżku", z wyciągniętą nogą. Krew
zaschła, sama noga spuchła, a on był blady jak trup. Usiadłam obok
niego, także prostując obie kończyny i czując delikatną ulgę. - Masz tę
wodę utlenioną? - zapytał spoglądając na mnie. Skinęłam głowa i mu ją
podałam, wyjmując z kieszeni. Spojrzał na nia bacznie obserwując i
obracając ją w palcach. - A jak okaże się, że to jakiś kwas? -
westchnęłam i usiadłam bliżej niego, zabierając mu przedmiot z
naprzeciwka oczu.
- Wyżre ci nogę - odpowiedziałam beznamiętnie. - Ty pierwszy
- Dlaczego? - natychmiast zareagował, kiedy buteleczka wisiała nad jego
raną. - Nawet jak nie będzie kwasem, to mi chyba noga odpadnie -
najwidoczniej nie tylko ja zdawałam sobie sprawę z możliwego bólu. W
końcu to nie jest jakieś powierzchowne zadarcie, tylko otwarta rana, aż
do skóry. Westchnęłam cofając dłoń.
- Taki będzie ból, ale trzeba odkazić. Nie wiadomo czy przypadkiem się
nie zaraziliśmy czymś - bez dłuższego czekania polałam trochę wody na
swoją nogę, która od razu zaczęła się pienić. Szczypało okropnie, na
początku nie mogłam nabrać powietrza do płuc, ale ostatecznie zacisnęłam
zęby, zamknęłam oczy i chwile odczekałam. Kiedy ból stał się mniejszy,
polałam ponowie. - Jak widzisz, noga na swoim miejscu. Teraz ty -
wyciągnęłam w jego kierunku butelkę. Spojrzał na nią z niepewnością i
jakby z obrzydzeniem, po czym wziął ją do ręki. Oboje milczeliśmy, żadne
z nas się nie odezwało, póki buteleczka była pusta, a nasze rany
przestały się piec. Były czerwone, ale wydawały się czyściejsze oraz
krew przestała lecieć.
- Rano szukamy wyjścia – położyłam się na płaszczu. Był ogromny, musiał
należeć do potężnego mężczyzny, którym na pewno nie był szkielet w
szafie. Puszyste, mięciutkie i ciepłe. Takie rzeczy na prawdę ciężko
znaleźć, a tym bardziej w takiej ilości. - Chyba, że któreś z nas nie
będzie mogło chodzić. Wtedy trzeba będzie szukać jedzenia – dodałam i
mając zamiar okryć się drugim kożuchem, spostrzegłam, że do dyspozycji
mam trzy. Od razu do głowy przyszła myśl, co z nim zrobić. Podniosłam
się i wstałam biorąc do ręki jeden egzemplarz ubrania.
- Gdzie idziesz? - zapytał. Podeszłam do wybitego okna, gdzie teraz
znajdowała się dziura z ramą. Nie była duża, to musiało być jedno
niewielkie okienko. Idealnie pasuje do wielkości płaszcza.
- Nie powinno być tak zimno – po tych słowach zawiesiłam ubranie na
wystających gwoździach, wpierw zrywając z nich starą szmatę, która chyba
miała być firanką. Potem wzięłam parę desek i oparłam je o dolną część
płaszcza. Jeśli będzie wiało, może się od razu nie zerwie.
- Na pewno. Te płaszcze i tak są cholernie grube – wróciłam na swoje
miejsce i okryłam się szczelnie płaszczem, starając się podkulić obie
nogi. - Już idziesz spać? - zapytał z lekka zdziwiony, na co
przytaknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
- Jutro trzeba jak najwcześniej wstać. Tobie radzę to samo zrobić –
położyłam głowę i zamknęłam oczy. Zasnęłam po paru chwilach.
Obudziłam się w środku nocy. Nie mogłam spać. Podniosłam się na
łokciach. Hayato spał z otwartymi ustami, co dość zabawnie wyglądało.
Brakowało tylko stróżki śliny cieknącej mu po policzku. Spojrzałam na
płaszcz skrywający dziurę w ścianie. W budynku panowała kompletna
ciemność i cisza, nie czułam zagrożenia, ale i tak nie mogłam spać.
Męczyłam się z jakieś dwie godziny. Ciągle myślałam, jak mamy stąd
wyjść. Wrócić tamtymi drzwiami, przez ciemny korytarz i modlić się, aby
tamta piwnica nie została pogrzebana przez deski? Czy jest tu jakaś
droga ucieczki? Raczej musi, tylko pewnie przez zmęczenie nie
zauważyliśmy niczego.
Ktoś mnie zaczął szturchać w policzek. Machnęłam ręką, ale to nie pomogło. Coś dalej mnie szturchało, a raczej ktoś.
- Lucy, przestań - ponownie machnęłam ręką, a dziewczyna zaprzestała swej czynności.
- Kto to Lucy? - otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz chłopaka o szarych słowach. Zmarszczyłam brwi podnosząc się na łokciach.
- Zaspałam - mruknęłam. - Idziemy - po tych słowach wstałam, ale czując
paraliżujący ból w nodze, kiedy przeniosłam na nią ciężar, ledwo co
ustałam na nogach. Stanęłam na jednej nodze, aby drugiej w żaden sposób
nie męczyć.
<Hayato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz