poniedziałek, 16 października 2017

Od Megan CD Hayato

Przyglądałam się malutkiej buteleczce z wodą utlenioną. Dużo nie pomoże, ale zawsze coś. W końcu może odkazić rany, ale gdy wyobrażę sobie ten piekący ból... muszę to zignorować.
- Może ta noc nie będzie najgorsza. Ścielić na podłodze? - Zapytał, na co pokiwałam głową i zaczął robotę. Ja za to wróciłam do zaglądania kolejnych szafek w poszukiwaniu czegoś równie pożytecznego, kiedy Hayato zaczął rozkładać płaszcze na ziemi. W dwóch kolejnych szafkach nic nie było, dopiero w trzeciej coś znalazłam.
- Przywitaj się z gospodarzem - powiedziałam do chłopaka odsuwając się od dolnej szafki, aby mógł zobaczyć szare zgniłe kości, a na nich powieszone ubrania. Widziałam, jak chłopak się wzdryga, ale też lekko uśmiecha.
- Szczerzy się do mnie - stwierdził jakby z dumą, na co zamknęłam szafkę. Nic nie odpowiedziałam, tylko dalej grzebałam w półkach. Jedyne co znalazłam to stary i nieco śmierdzący ręcznik, który pewnie miał więcej bakterii i zarazków niż nasze rany. Nie ruszałam go. Wróciłam do chłopaka, który siedział na swoim "łóżku", z wyciągniętą nogą. Krew zaschła, sama noga spuchła, a on był blady jak trup. Usiadłam obok niego, także prostując obie kończyny i czując delikatną ulgę. - Masz tę wodę utlenioną? - zapytał spoglądając na mnie. Skinęłam głowa i mu ją podałam, wyjmując z kieszeni. Spojrzał na nia bacznie obserwując i obracając ją w palcach. - A jak okaże się, że to jakiś kwas? - westchnęłam i usiadłam bliżej niego, zabierając mu przedmiot z naprzeciwka oczu.
- Wyżre ci nogę - odpowiedziałam beznamiętnie. - Ty pierwszy
- Dlaczego? - natychmiast zareagował, kiedy buteleczka wisiała nad jego raną. - Nawet jak nie będzie kwasem, to mi chyba noga odpadnie - najwidoczniej nie tylko ja zdawałam sobie sprawę z możliwego bólu. W końcu to nie jest jakieś powierzchowne zadarcie, tylko otwarta rana, aż do skóry. Westchnęłam cofając dłoń.
- Taki będzie ból, ale trzeba odkazić. Nie wiadomo czy przypadkiem się nie zaraziliśmy czymś - bez dłuższego czekania polałam trochę wody na swoją nogę, która od razu zaczęła się pienić. Szczypało okropnie, na początku nie mogłam nabrać powietrza do płuc, ale ostatecznie zacisnęłam zęby, zamknęłam oczy i chwile odczekałam. Kiedy ból stał się mniejszy, polałam ponowie. - Jak widzisz, noga na swoim miejscu. Teraz ty - wyciągnęłam w jego kierunku butelkę. Spojrzał na nią z niepewnością i jakby z obrzydzeniem, po czym wziął ją do ręki. Oboje milczeliśmy, żadne z nas się nie odezwało, póki buteleczka była pusta, a nasze rany przestały się piec. Były czerwone, ale wydawały się czyściejsze oraz krew przestała lecieć.
- Rano szukamy wyjścia – położyłam się na płaszczu. Był ogromny, musiał należeć do potężnego mężczyzny, którym na pewno nie był szkielet w szafie. Puszyste, mięciutkie i ciepłe. Takie rzeczy na prawdę ciężko znaleźć, a tym bardziej w takiej ilości. - Chyba, że któreś z nas nie będzie mogło chodzić. Wtedy trzeba będzie szukać jedzenia – dodałam i mając zamiar okryć się drugim kożuchem, spostrzegłam, że do dyspozycji mam trzy. Od razu do głowy przyszła myśl, co z nim zrobić. Podniosłam się i wstałam biorąc do ręki jeden egzemplarz ubrania.
- Gdzie idziesz? - zapytał. Podeszłam do wybitego okna, gdzie teraz znajdowała się dziura z ramą. Nie była duża, to musiało być jedno niewielkie okienko. Idealnie pasuje do wielkości płaszcza.
- Nie powinno być tak zimno – po tych słowach zawiesiłam ubranie na wystających gwoździach, wpierw zrywając z nich starą szmatę, która chyba miała być firanką. Potem wzięłam parę desek i oparłam je o dolną część płaszcza. Jeśli będzie wiało, może się od razu nie zerwie.
- Na pewno. Te płaszcze i tak są cholernie grube – wróciłam na swoje miejsce i okryłam się szczelnie płaszczem, starając się podkulić obie nogi. - Już idziesz spać? - zapytał z lekka zdziwiony, na co przytaknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
- Jutro trzeba jak najwcześniej wstać. Tobie radzę to samo zrobić – położyłam głowę i zamknęłam oczy. Zasnęłam po paru chwilach.
Obudziłam się w środku nocy. Nie mogłam spać. Podniosłam się na łokciach. Hayato spał z otwartymi ustami, co dość zabawnie wyglądało. Brakowało tylko stróżki śliny cieknącej mu po policzku. Spojrzałam na płaszcz skrywający dziurę w ścianie. W budynku panowała kompletna ciemność i cisza, nie czułam zagrożenia, ale i tak nie mogłam spać. Męczyłam się z jakieś dwie godziny. Ciągle myślałam, jak mamy stąd wyjść. Wrócić tamtymi drzwiami, przez ciemny korytarz i modlić się, aby tamta piwnica nie została pogrzebana przez deski? Czy jest tu jakaś droga ucieczki? Raczej musi, tylko pewnie przez zmęczenie nie zauważyliśmy niczego.
Ktoś mnie zaczął szturchać w policzek. Machnęłam ręką, ale to nie pomogło. Coś dalej mnie szturchało, a raczej ktoś.
- Lucy, przestań - ponownie machnęłam ręką, a dziewczyna zaprzestała swej czynności.
- Kto to Lucy? - otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz chłopaka o szarych słowach. Zmarszczyłam brwi podnosząc się na łokciach.
- Zaspałam - mruknęłam. - Idziemy - po tych słowach wstałam, ale czując paraliżujący ból w nodze, kiedy przeniosłam na nią ciężar, ledwo co ustałam na nogach. Stanęłam na jednej nodze, aby drugiej w żaden sposób nie męczyć.

<Hayato?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy