Ohyda. Te metrowe stonogi są okropne. Nigdy nie lubiłam robaków,
wszystkie zabijałam, prócz pająków i innych tych słodszych i mniej
groźnych. Je puszczałam wolno, ignorowałam je, ale te stonogi były na
prawdę ohydne. Miałam dreszcze na plecach, kiedy siedziałam na murku, a
zza kosza na śmieci zaczęły wyłazić. Przypominały mi larwy much
wymieszanej z modliszką i pająkiem. Ohydztwo! Natychmiast wyciągnęłam
zza pleców moją broń w postaci miotacza ognia. Przemieszczały się szybko
dzięki tylu odnóżom, a ich kły poruszały się, jakby już zatopiły się we
mnie. Kiedy o tym pomyślałam natychmiast wstałam i włączyłam ogień.
Niektóre się cofnęły, kryjąc się za koszami i uciekając, ale większość
udało mi się przypiec. Słyszałam tylko coś na wzór cichego pisku
wymieszanego z jakimś bulgotem. Kiedy ogień zniknął, na ziemi leżały
czarne stworzenia, martwe. Nie ruszały się, może u niektórych jeszcze
odnóża próbowały walczyć, ale nie miały szans. Założyłam na plecy
miotacz ognia i odreagowałam to ohydztwo, ściągając rękoma niewidzialne
larwy, które po mnie łaziły.
- Ohyda. Chyba zwymiotuje - mruknęłam i zaskoczyłam z murka, ale na
drugą część. Nie miałam zamiaru przechodzić obok tych tworzeń, tym
bardziej, ze za koszami na śmieci czaiły się ostatki. Stuknęłam butami o
betonową posadzkę i chowając ręce do kieszeni ruszyłam przed siebie
kierując się do zatęchłej dziury, w której mieszkałam. Prawie tam
doszłam. Prawie. Spotkałam naszego dowódcę. Taiga oznajmiła mi, że są
nowe ciała, których trzeba się pozbyć.
- Coraz więcej tego cholerstwa przechodzi przez mury - mruknęłam. Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku przez nią wskazanym.
Zatrzymałam się na szerokiej ulicy, na której budynki się sypały. Martwe
ciała leżały w różnej od siebie odległości. Pod niektórymi znajdowała
się kałuża krwi, niektórzy byli przygnieceni przez zmutowane stwory
(moja wiedza na temat potworów nie pozwala mi na określenie co to jest),
niektórzy znajdowali się na jakichś szpikulcach, które je przebiły, a
reszta po prostu leżała. Ludzie i zombie. Znowu. Wyciągnęłam ręce z
kieszeni do góry i się rozciągnęłam. Następnie podchodziłam do każdego
ciała wpierw sprawdzając, czy to człowiek, czy jakieś monstrum. Potwory
zostawiałam chwilowo, a u ludzi sprawdzałam, czy żyją; w końcu ktoś mógł
źle oszacować i mogłabym spalić żywą istotę. Miałam dużo pracy.
Pierwsze co zrobiłam, to wykopałam niewielkie dół, a raczej wgłębienie.
Nie było duże, bo nie było dużo martwych. Następnie wrzuciłam do środka
potwory, uważając z nimi. Spaliłam ich, a prochy przysypałam trochę
ziemią. Nadeszła kolej na ludzi. Wszystkie ciała wrzuciłam do tego
samego "grobu" i włączyłam ogień, kiedy nagle ktoś zaczął krzyczeć.
Niektóre ubrania się podpaliły. Wyłączyłam broń i przyjrzałam się
martwym. Żaden z nich się nie ruszał, kiedy z tyłu wyłoniła się jakaś
postać.
- Nie widzisz, że pracuję? - mruknęłam trzymając broń przy sobie. W
każdej chwili może się okazać, że to zakażony. W końcu co on tu robił?
<Julian? Możesz dokończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz