Obudziło mnie pukanie do drzwi. Trochę się zdziwiłam jak je usłyszałam,
ponieważ to bardzo rzadkie, że ktoś coś ode mnie o takiej godzinie. Sam
fakt, że ktoś ma jakaś sprawę do mnie jest niecodzienne. Ubrałam na
siebie szlafrok i otworzyłam drzwi. Przede mną stanęła ta sama
dziewczyna, która mnie wczoraj wyzywała w karczmie. Nie wiedziałam
zbytnio jak zareagować na jej przybycie, w końcu uznała, że powinnam
była umrzeć zamiast jej siostry.
-Witam, co cię sprowadza? - zapytałam się unosząc jedną brew. Czekałam
tylko na kolejny wybuch złości i spoliczkowania mnie. Jednak dostałam
coś innego.
-Przepraszam za wczoraj, poniosło mnie - odpowiedziała, jednak jej głos
był bardzo obojętny, czyli nie mówiła tego z dobrego serca. - Nie żebym
żałowała swoich słów, ale twój przyjaciel taktyk kazał mi ciebie
przeprosić - dodała i odwróciła się do mnie plecami, po czym poszła
przed siebie. Wzruszyłam ramionami i zamknęłam drzwi. Przez chwilę
stałam oparta o nie i zastanawiałam się co powinnam zrobić. Pójść za
dziewczyną i powiedzieć jej, że nie ma problemu oraz niepotrzebnie
przyszła, czy pójść prosto do Mobiusa, by mu podziękować. Jednak nie
chciałam wyjść na jakiegoś stalkera czy jakąś desperatkę. Jednak bardzo
chciałam się z nim zobaczyć. Jak tylko z nim rozmawiałam, to czułam
spokój i odcięcie się od całego świata. Postanowiłam zignorować kobietę a
pójść do taktyka. Wróciłam do pokoju i zaczęłam się ubierać. Zdjęłam z
siebie piżamę i odwróciłam się głową do tylu by spojrzeć w lustro. Przez
chwilę stałam w ciszy. Przyglądałam się swoim plecom, na którym były
wytatuowane złożone skrzydła smoka. Jednak byłam w stanie dojrzeć w nich
małe ślady blizn. Westchnęłam cicho i kontynuowałam przebieranie się.
Ubrałam koszulkę z delikatnym dekoltem i czarne, obcisłe spodnie. Trochę
niepewnie wyszłam z domu, miałam wrażenie, że coś jest nie tak z moim
wyglądem. Moje myśli przerwała moja koleżanka, która do mnie podeszła.
-Cześć Triss - powiedziała uśmiechnięta.
-O hej Kamila - odwzajemniłam gest. - Co ty taka radosna? - zapytałam
się zaciekawiona jej wyjątkowo dobrym humorem. Kilka dni temu zerwał z
nią chłopak, z którym była ponad trzy lata i była cały czas smutna.
Niestety, nie wiedziałam zbytnio jak jej pomóc. Nigdy nie byłam w takiej
sytuacji. Moje związki trwały krótko, najdłuższy był rok. Mimo wszystko
próbowałam pocieszyć nieszczęśliwie zakochaną, ale z tego co widzę,
ktoś mnie wyręczył.
-A taki przystojny szarowłosy dżentelmen pomógł mi - na jej twarzy
pojawił się delikatny rumieniec. Wiedziałam już kto to mógł być, Mobius.
Wiele dziewczyn z mojego otoczenia tak na niego reaguje, gdy on do nich
się odezwie czy coś ten deseń.
-O to dobrze, że ci humor poprawił - powiedziałam spokojnym głosem i
pożegnałam się z Kamilą. Poszłam pod jej dom, ponieważ podobno Mobius
miał być. Owszem zastałam go robiącego coś, czego nie mogłam dojrzeć.
-Mobius... - zaczęłam.
-Witaj - uśmiechnął się i wrócił do roboty. Zauważyłam wtedy, że naprawiał rurę i skupiał większość swojej uwagi na pracy.
-Przepraszam za wczoraj, że tak wyszłam, ale nie wytrzymałam - nie
czekałam dłużej i nie uprzedzając zaczęłam tłumaczyć swoje zachowanie -
Ale teraz już wszystko jest dobrze, przyszła dzisiaj rano i mnie
przeprosiła - dokończyłam, jednak Mobius nic nie odpowiadał. - Zły
jesteś? - zapytałam się cicho. Nagle mężczyzna wstał i westchnął
głośno.
- Skończone! - powiedział radośnie i wyciągnął ręce a potem odwrócił się
w moją stronę. - Wybacz, chwilowo się wyłączyłem, co mówiłaś? - dodał.
-Co się stało z twoją twarzą? - zauważyłam delikatny, czerwony ślad na jego twarzy w kształcie dłoni.
- A to.. - pocierał miejsce, które wczoraj nie został oszczędzone - Ta
dziewczyna z wczoraj, trochę mnie poturbowała - jak tylko to powiedział,
szczęka mi niemal opadła na ziemię. Zaniemówiłam. Jak tamta laska mogła
się tak bezszczelnie zachowywać? -Tak więc, o czym mówiłaś? - zapytał
się ponownie.
- To przez Ciebie przyszła mnie przeprosić... - nie wiedziałam zbytnio
jak mu odpowiedzieć. Poczułam się zakłopotana. Bałam się jego reakcji na
moje słowa. Zaczęłam zastanawiać się nad swoimi słowami. Moje myśli
przerwał Mobius.
- Ej! Ej! Właśnie! - zaśmiał się głośno - Muszę dzisiaj omijać
dowódczynię, pomożesz mi z tym? - nie dając mi czas na odpowiedzieć
owinął rękę wokół moich ramion. Poczułam się niezręcznie i przez
poczułam delikatny strach, jednak szybko znikł - Jak zobaczy ten ślad
pomyśli, że znowu jakieś dziewczyny podrywałem i będę mieć przesrane -
wyjaśnił - To co ty na to? - spojrzał mi prosto w oczy z nadzieją, że mu
pomogę. Musiałam wszystko przemyśleć. Nie chciałam się po raz kolejny
jej narażać, wystarczy że wyjechałam na misję bez ich zgody.
-Pomogę - odpowiedziałam odruchowo. Nigdy nie potrafiłam odmówić kolegom
i koleżankom, ale w szczególności chłopakom, którzy mi się podobali.
~ Głupia, jak ty masz mu pomóc? ~ skarciłam samą siebie za to co powiedziałam, ale co się powiedziało się już nie cofnie.
-Dziękuję! - krzyknął radośnie i ścisnął mnie mocniej. Nie powiem, jego
dotyk mnie uspokajał, ale tego było już trochę za dużo jak dla mnie.
Odsunęłam się krok od niego a on spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Sorki Mobius, ale jeśli nie masz na przeciwko, możemy na chwilę pójść
do zagrody? Chciałabym zobaczyć w jakim stanie jest mój koń po
wczorajszej akcji - powiedziałam spokojnie, ale trochę niepewnie.
Chciałam z nim trochę teraz pobyć, przynajmniej nie będę ciągle czuła
się winna za śmierć reszty grupy.
-Erm, jasne - odpowiedział, jednak widziałam po nim, że bardzo nie
chciał. Nie lubi zwierząt? Postanowiłam nie rozpieszczać dzisiaj
Ashleya, nie umrze bez jednego dnia pieszczoch i rozmowy. Po drodze do
zagrody kupiłam jabłko dla ogiera. Gdy zbliżyliśmy się do stajni,
usłyszałam głośne rżenie. Odwróciłam się do Mobiusa, który stanął tuż
przed drzwiami do stajni.
-Poczekam na ciebie, tylko mam nadzieję, że wrócisz zanim umrę -
zażartował a ja posłałam w jego stronę przyjazny uśmiech. Nic nie
odpowiedziałam tylko przytaknęłam. Weszłam do stajni i od razu z boksu
wychylił się wielki, czarny łeb konia z białą strzałką na środku pyska.
Zarżał radośnie i nastawił uczy.
-Hej kochany - podeszłam do ogiera i podałam mu świeżo kupione jabłko.
Koń od razu zjadł łapczywie owoc. Spojrzał na mnie swoimi brązowymi,
żywymi i mądrymi oczami. Po chwili je zamknął i oparł swoją głowę o moją
klatkę piersiową, cicho rżąc. Miałam wrażenie, że nadal był
zestresowany. Bał się nadal tej całej sytuacji.
-Już dobrze... -poklepałam go po szyi. Nagle ten podniósł łeb i spojrzał
w stronę Mobiusa, który stał i czekał na mnie. Ogier spojrzał na mnie
zaciekawiony, ale też zaniepokojony.
-Tak to ten mężczyzna, który mi się podoba - szepnęłam mu do ucha z
delikatnym rumieńcem, jednak Ashowi się chyba to niezbyt spodobało. Z
jakiegoś nieznanego powodu stał się trochę niespokojny. On doskonale
wiedział jak się czułam po incydencie z moim byłym. Jemu się wyżalałam a
on tylko słuchał i od czasu do czasu próbował przytulić. - Ale na nic
nie liczę, ma kogoś innego na oku - dodałam nadal szepcząc mu do ucha. Z
jednej strony cieszę się, że kogoś znalazł i jest szczęśliwy, jednak z
drugiej, poczułam zazdrość. Byłam jednak świadoma, że żaden normalny
mężczyzna by chciał mieć niestabilną psychicznie dziewczynę, która jest
jeszcze upierdliwa jak ch.olera wie co. - Dobra kochany, ja muszę iść.
Wieczorem jeszcze przyjdę - pożegnałam się z moim wierzchowcem i
pocałowałam go w czoło. Kiedy szłam w stronę Mobiusa czułam na siebie
wzrok karosza. Byliśmy bardzo do siebie przywiązani. Oczywiście dwa trzy
dni beze mnie przeżyje, ale tydzień? Bałam się nawet o tym pomyśleć co
mógłby się stać.
-Co tam mu szeptałaś? Obgadywałaś mnie? - zaśmiał się głośno. Cóż... tak, ale nie powiem mu tego.
-Nie, powiedziałam mu skróconą wersję tego co się wczoraj stało -
odpowiedziałam i odwróciłam się. Nie wiedziałam, czemu to zrobiłam, ale
zobaczyłam czerwone włosy na horyzoncie. Od razu przyszło mi na myśl, że
to dowódczyni. Szturchnęłam łokciem mężczyznę i zaczęłam szybkim
krokiem iść w przeciwnym kierunku. Na szczęście szybko załapał o co
chodzi i poszedł za mną. Przez cały czas chciałam się go zapytać, czy są
razem, jednak bałam się zadawać takich osobistych pytań. Ch.olera wie
jak zareaguje. Powoli zaczęłam odpływać do swojego świata. Wiedziałam,
że musiałam coś zrobić z tym pierdolonym uczuciem do Mobiusa, tyle że to
nie takie proste. Miałam banalną zasadę, zajętych nie tykam.
Porozmawiać porozmawiam, ale nie będę zarywać.
Mobius?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz