Nie, nie mam zamiaru wymiotować. Nie, nic mnie nie przygniotło, żadna
szafa i żadne belki. Dlaczego o to się pyta? Nawet, jeśli miałabym taki
zamiar, to chyba nie na niego, co nie? Po za tym jak znam siebie, pewnie
bym wszystko połknęła z obrzydzeniem.
- I nic sobie więcej nie zrobiłam – dodałam, aby uniknąć jakichkolwiek
pytań na ten temat. Co go to obchodzi? To moja sprawa, czy mam tylko
siniaki, czy może będzie trzeba amputować ręce i nogi.
Chwilę szliśmy w ciszy, próbując odnaleźć drogę, bo w rzeczywistości
obydwoje się zgubiliśmy. Ja przyszłam tu inną drogą niż tą, która
rozciąga się przede mną, Hayato za to w tej kwestii się nie odzywał, ale
nie protestował, kiedy zaczęłam go prowadzić w przypadkową stronę. Sam
za to rozglądał się po miejscu, jakby był tu pierwszy raz. Nie rozumiem,
tyle już czasu chodzę po tym mieście, a okazuje się, że istnieje
skrawek, którego nie rozpoznaje. Może to jakaś ukryta część? Albo
odgrodzona od reszty, do której wpadliśmy przypadkiem, przechodząc przez
główny budynek? Gdyby tak było, zaraz coś powinno na nas skoczyć z
ukrycia, chociażby ten najmniejsza robaki czy sama ręka zombiaka, a tu
nic. Cisza, kompletna pustka, jakby tu nikogo nie było; jak żywych i
umarłych.
- Chyba się zgubiłaś – skomentował po jakimś czasie, kiedy mijaliśmy
wyjście z tamtej piwnicy. Jakim cudem mogłam okrążyć to miejsce? Szłam
cały czas prosto, nie skręcałam (chyba). Kroczyłam ciągle obok ściany.
- Ty także – odpowiedziałam stając i się rozglądając. Były tylko dwie
drogi, jednak przed nami i druga za. Z tego co pamiętam, nie było
żadnego rozwidlenia, żadnego skrętu. Tylko droga prosta, może lekko
skręcała cały czas w lewo, ale... czy to możliwe, że okrążyliśmy
wszystko? Jeśli tak, to jak się stad wydostać?
- Ale to ja szedłem za tobą – odpowiedział i usiadł na kamieniu. Na jego
twarzy pojawiła się ulga. Zapewne zdrowa noga dawała o sobie znać
pulsującym bólem, skoro cały czas cały ciężar ciała przerzucał na nią,
próbując drugiej, tej chorej zbytnio nie nadwyrężać. Wyglądał okropnie,
niczym po walce z trzema dorosłymi mężczyznami, którzy porządnie skopali
mu tyłek, a on sam nie miał nawet czym się bronić, kiedy drudzy
trzymali w dłoniach kije bejsbolowe.
- To była twoja decyzja – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na drzwi,
przez które tu się znaleźliśmy. O nie, ja tam nie wrócę. Tak także nie
ma innej drogi, chyba, że zaczęlibyśmy się wspinać po poziomej ścianie,
co w jego wykonaniu jest to niemożliwe, a skorzystanie z desek jako
drabiny czy czegoś takiego zbyt ryzykowne. Nie mam zamiaru ponownie
spaść z nie wiadomo jakiej wysokości, bo drewno było spróchniałe i nie
wytrzymało raptem czterdziestu kilogramów.
- Innego wyboru raczej nie miałem – odparł z bladym uśmiechem. Na jego
twarzy widniała zaschnięta krew. Przydałaby mu się pomoc lekarska, z
tego co wiem, może wdać się zakażenie do jego nogi. Wątpię, aby wczoraj
czyścili tam podłogę. Podeszłam do niego i stanęłam nad nim. Podniósł
głowę do góry i spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
- Truposz lepiej wygląda niż ty – stwierdziłam przyglądając się jego bladej twarzy i krwi na niej zaschniętej.
- Dzięki, już dawno nikt mnie tak nie skomplementował – powiedział sarkastycznym tonem. - Chciałaś coś jeszcze dodać?
- Tak. Nocujemy tu, czy będziemy chodzić całą noc, w poszukiwaniu
wyjścia? - zapytałam. Chłopak chwilę milczał, a gdy otworzył usta by mi
odpowiedzieć, dodałam: - Twoja twarz i noga mówią same za siebie –
odwróciłam się i zaczęłam się kierować do budynku, który wyglądał jak
jednorodzinny dom i wyglądał na całkiem mocny. Chłopak nie musiał
odpowiadać, bo nawet jeśli zechcę mu się szukać nocą wyjścia, ja nie mam
zamiaru. Wolę odpocząć, bo podobnie jak on kuleje i noga daje o sobie
potwornie znać. Jakby ktoś mi rozrywał na żywca skórę i posypywał solą,
co jest najgorszym możliwym bólem; bynajmniej tak sądzę.
<Hayato? Wybacz, że tyle czekałeś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz