piątek, 28 lipca 2017

Od Siegrain'a Do Taigi

Krople deszczu miarowo uderzały o powierzchnię chodnika. Dziś była naprawdę chłodna noc. Wiał silny wiatr i od kilku godzin nie przestawało padać. O tej porze powinienem wracać do swojej kryjówki. Tylko tym razem przeszkodziła mi w tym grupka zombie. Nie byłem samobójcą, wolałem przeczekać ukryty między murem. Gdy zawiał podmuch wiatru otuliłem się szczelniej bluzą. Kiedyś pracowałem jako barman w jednym z licznych klubów nocnych. Ubierałem się zawsze w luźny, wygodny strój, w którego skład wchodziły jeansy, t-shirt i bluza. Nie przepadałem za koszulami. Od czasu apokalipsy nie zwracam uwagi na takie błahostki jak ubrania. Staram się przeżyć każdego dnia. Zawsze uważałem, że coś takiego jak zombie nie istnieje, że żyją tylko w książkach. Ponad dwa lata temu doświadczyłem na własnej skórze, że nie jest to fikcja. Byłem zwykłym człowiekiem, wracałem do domu jak zwykle narzekając na swoją pracę i dotychczasowe życie. Nie lubię wspominać tego dnia, bo wraz z nim straciłem swoje życie, cząstkę siebie. Moja rodzina zginęła. Wolę się tak o nich wyrażać. Tak naprawdę zamienili się tego dnia w te gnijące potwory, a ja nie miałem odwagi ich zabić. Do dziś męczy mnie świadomość, że pozwoliłem im zabijać innych i być czymś takim...
Odczekałem chwilę i postanowiłem wyjść z kryjówki. Teraz idąc chodnikiem starałem się nie wpaść w kałuże, których było tu od groma. Musiałem rozglądać się wokoło. Wystarczy tylko chwila nieuwagi i możesz stać się kupą gnijącego mięsa. A zaczyna się to wszystko od małego zadrapania czy też ugryzienia. Mijając ciemną uliczkę coś usłyszałem. Kiedyś zwaliłbym to na bezdomne koty, które grasują po śmietnikach. Teraz za nic w świecie nie chciałbym spotkać takiego kota. Wszystko w tym świecie czyha na twoje życie. Ale ja nie jestem sam. Są też inni, którzy pozostali ludźmi. Tak pewnego razu natrafiłem na Jack'a. Był to młody dzieciak. Miał szesnaście lat i zmuszony był szybko dorosnąć. Siedem dni temu wrócił do naszej kryjówki. Był inny. Wydawał się nieobecny i zacząłem nabierać podejrzeń. Zapewnił mnie, że jest czysty, że nikogo nie spotkał. Dopiero na drugi dzień, kiedy pochylał się nade mną próbując zabić, zrozumiałem. Stawał się zombie. Był pierwszą osobą, moim przyjacielem, którego musiałem zabić. Tak było dla niego najlepiej. Już nie cierpiał. Tylko dlaczego ciągle śni mi się ta scena? Dlaczego budzę się z krzykiem? Czy naprawdę stałem się złym człowiekiem? Możliwe... Nie mnie oceniać. W tym nowym świecie zasady są proste. Zabij lub zostań zabity. Nie ma niczego pośrodku.
Zatrzymałem się i oparłem plecami o mur. Nie myliłem się. Ktoś znajdował się w tym zaułku. Wstrzymałem oddech i nasłuchiwałem. Chciałem zobaczyć z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Zanim się ruszyłem coś, a raczej ktoś wyszedł z zaułka. Był to chłopak. Miał śnieżnobiałe włosy. I to było jedyne co rzuciło mi się w oczy. Było ciemno i nic nie widziałem. Cofnąłem się o krok, a wtedy mnie zauważył. Drgnął i odskoczył w bok. Chwilę później przybrał pewniejszą siebie postawę.
- Czego tu szukasz? - odezwałem się jako pierwszy, trzymając dłoń na katanie w gotowości. - Od kilku dni nie widziałem tu żadnego człowieka, więc gadaj kim jesteś.
- A ja wręcz przeciwnie. - odparł jedynie.
Nic więcej nie powiedział. Po prostu mi się przyglądał. Rozejrzałem się dookoła. Rozmowa, a raczej krótka wymiana zdań z chłopkiem odwróciła moją uwagę od otoczenia. Jeden szwendacz zmierzał w naszą stronę. Pewnie przyciągnęła go nasza pogawędka. Zacisnąłem mocniej palce na katanie. Przeważnie odpuszczałem sobie zabijanie tych stworów. Odgłosy walki mogłyby przyciągnąć ich więcej. Szkoda mi było energii i siły na machanie kataną. Tak to jest jak nie jadło się nic od trzech dni.
- Uważaj na siebie. - wskazałem potwora za białowłosym chłopakiem i zacząłem się oddalać.
Dzisiejszy wypad poza kryjówkę nie był zbyt udany. Zamiast czegoś do jedzenia znalazłem bandaże i kilka opakowań leków. Nie wierzyłem, że środki na przeczyszczenie czy krople do nosa będą w ogóle kiedyś mi potrzebne, ale zabierałem wszystko co było pod ręką. Poprawiłem ramię od plecaka i schowałem się do innej uliczki. To tam znajdowało się wejście do mojej kryjówki. Zostawiłem w niej stary koc i puste butelki po wodzie. Tu miałem przespać ostatnią noc i ruszy dalej w poszukiwania jedzenia. Zanim wszedłem do środka poczułem na sobie czyjeś spojrzenie. Czułem jak ktoś wypala mi dziurę w plecach. Nie dałem tego po sobie poznać. Wszedłem do środka i zauważyłem jakiś ruch. Na pewno nie zostawiłem zapalonej latarki. Nie jestem taki głupi. Ktoś tu był. Na pewno nie zombiaki, skoro latarka świeciła i dawała nikłe światło. Podszedłem bliżej, lecz poczułem zimne ostrze tuż przy gardle.
- Tylko drgnij. - usłyszałem nad swoim uchem.
- Zabawne. - zacząłem się śmiać. - Zawsze myślałem, że zginę pożarty przez zombie, nie zabity przez człowieka.
- Co tu robisz? - odezwał się kobiecy głos.
- Mieszkam? - odparłem drwiąco. - To mój teren i radzę ci się stąd wynosić!
Uskoczyłem w prawo i dobyłem katany w ostatniej chwili krzyżując broń z czerwonowłosą kobietą. Mało brakowało a skończyłbym bez głowy. Głupie posunięcie. Znowu najpierw coś zrobiłem zanim pomyślałem, ale opłacało się.
- Co masz w plecaku? - zapytała wbijając spojrzenie w plecak zawieszony na moim ramieniu.
- Nie twoja sprawa. - mruknąłem. - Nie wiem co tu robi wasza zgraja, ale wracajcie do siebie. Nie ma tu nic ciekawego. Nie ma ani jedzenia, ani picia. Ani nawet żadnego człowieka.
- Dorwały cię? - spojrzała wymownie na moją zakrwawioną rękę. - Jeśli tak, to ten plecak nie będzie ci już dłużej potrzebny...
- Nie jestem skażony. - powiedziałem- Musiałem rozbić szybę by dostać się do aptek... jakiegoś budynku, ale dzięki za troskę. Jak zacznę się zmieniać, to na pewno do ciebie napiszę. - posłałem słaby uśmiech i cofnąłem się o krok do tyłu.
Bolała mnie już rozcięta ręka od trzymania skrzyżowanej broni z kataną dziewczyny. Gdy czerwonowłosa podeszła bliżej, ja zacząłem się cofać. Dotknąłem plecami o ścianę. Jednak zombie jest niczym w porównaniu z ludźmi. One nie wlezą ci do twojej kryjówki na piętrze i nie będą wyczerpywać ostatnich baterii twojej jedynej latarki...

Tai?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy