Krople deszczu miarowo uderzały o powierzchnię chodnika. Dziś była
naprawdę chłodna noc. Wiał silny wiatr i od kilku godzin nie przestawało
padać. O tej porze powinienem wracać do swojej kryjówki. Tylko tym
razem przeszkodziła mi w tym grupka zombie. Nie byłem samobójcą, wolałem
przeczekać ukryty między murem. Gdy zawiał podmuch wiatru otuliłem się
szczelniej bluzą. Kiedyś pracowałem jako barman w jednym z licznych
klubów nocnych. Ubierałem się zawsze w luźny, wygodny strój, w którego
skład wchodziły jeansy, t-shirt i bluza. Nie przepadałem za koszulami.
Od czasu apokalipsy nie zwracam uwagi na takie błahostki jak ubrania.
Staram się przeżyć każdego dnia. Zawsze uważałem, że coś takiego jak
zombie nie istnieje, że żyją tylko w książkach. Ponad dwa lata temu
doświadczyłem na własnej skórze, że nie jest to fikcja. Byłem zwykłym
człowiekiem, wracałem do domu jak zwykle narzekając na swoją pracę i
dotychczasowe życie. Nie lubię wspominać tego dnia, bo wraz z nim
straciłem swoje życie, cząstkę siebie. Moja rodzina zginęła. Wolę się
tak o nich wyrażać. Tak naprawdę zamienili się tego dnia w te gnijące
potwory, a ja nie miałem odwagi ich zabić. Do dziś męczy mnie
świadomość, że pozwoliłem im zabijać innych i być czymś takim...
Odczekałem chwilę i postanowiłem wyjść z kryjówki. Teraz idąc chodnikiem
starałem się nie wpaść w kałuże, których było tu od groma. Musiałem
rozglądać się wokoło. Wystarczy tylko chwila nieuwagi i możesz stać się
kupą gnijącego mięsa. A zaczyna się to wszystko od małego zadrapania czy
też ugryzienia. Mijając ciemną uliczkę coś usłyszałem. Kiedyś zwaliłbym
to na bezdomne koty, które grasują po śmietnikach. Teraz za nic w
świecie nie chciałbym spotkać takiego kota. Wszystko w tym świecie czyha
na twoje życie. Ale ja nie jestem sam. Są też inni, którzy pozostali
ludźmi. Tak pewnego razu natrafiłem na Jack'a. Był to młody dzieciak.
Miał szesnaście lat i zmuszony był szybko dorosnąć. Siedem dni temu
wrócił do naszej kryjówki. Był inny. Wydawał się nieobecny i zacząłem
nabierać podejrzeń. Zapewnił mnie, że jest czysty, że nikogo nie
spotkał. Dopiero na drugi dzień, kiedy pochylał się nade mną próbując
zabić, zrozumiałem. Stawał się zombie. Był pierwszą osobą, moim
przyjacielem, którego musiałem zabić. Tak było dla niego najlepiej. Już
nie cierpiał. Tylko dlaczego ciągle śni mi się ta scena? Dlaczego budzę
się z krzykiem? Czy naprawdę stałem się złym człowiekiem? Możliwe... Nie
mnie oceniać. W tym nowym świecie zasady są proste. Zabij lub zostań
zabity. Nie ma niczego pośrodku.
Zatrzymałem się i oparłem plecami o mur. Nie myliłem się. Ktoś znajdował
się w tym zaułku. Wstrzymałem oddech i nasłuchiwałem. Chciałem zobaczyć
z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Zanim się ruszyłem coś, a raczej ktoś
wyszedł z zaułka. Był to chłopak. Miał śnieżnobiałe włosy. I to było
jedyne co rzuciło mi się w oczy. Było ciemno i nic nie widziałem.
Cofnąłem się o krok, a wtedy mnie zauważył. Drgnął i odskoczył w bok.
Chwilę później przybrał pewniejszą siebie postawę.
- Czego tu szukasz? - odezwałem się jako pierwszy, trzymając dłoń na
katanie w gotowości. - Od kilku dni nie widziałem tu żadnego człowieka,
więc gadaj kim jesteś.
- A ja wręcz przeciwnie. - odparł jedynie.
Nic więcej nie powiedział. Po prostu mi się przyglądał. Rozejrzałem się
dookoła. Rozmowa, a raczej krótka wymiana zdań z chłopkiem odwróciła
moją uwagę od otoczenia. Jeden szwendacz zmierzał w naszą stronę. Pewnie
przyciągnęła go nasza pogawędka. Zacisnąłem mocniej palce na katanie.
Przeważnie odpuszczałem sobie zabijanie tych stworów. Odgłosy walki
mogłyby przyciągnąć ich więcej. Szkoda mi było energii i siły na
machanie kataną. Tak to jest jak nie jadło się nic od trzech dni.
- Uważaj na siebie. - wskazałem potwora za białowłosym chłopakiem i zacząłem się oddalać.
Dzisiejszy wypad poza kryjówkę nie był zbyt udany. Zamiast czegoś do
jedzenia znalazłem bandaże i kilka opakowań leków. Nie wierzyłem, że
środki na przeczyszczenie czy krople do nosa będą w ogóle kiedyś mi
potrzebne, ale zabierałem wszystko co było pod ręką. Poprawiłem ramię od
plecaka i schowałem się do innej uliczki. To tam znajdowało się wejście
do mojej kryjówki. Zostawiłem w niej stary koc i puste butelki po
wodzie. Tu miałem przespać ostatnią noc i ruszy dalej w poszukiwania
jedzenia. Zanim wszedłem do środka poczułem na sobie czyjeś spojrzenie.
Czułem jak ktoś wypala mi dziurę w plecach. Nie dałem tego po sobie
poznać. Wszedłem do środka i zauważyłem jakiś ruch. Na pewno nie
zostawiłem zapalonej latarki. Nie jestem taki głupi. Ktoś tu był. Na
pewno nie zombiaki, skoro latarka świeciła i dawała nikłe światło.
Podszedłem bliżej, lecz poczułem zimne ostrze tuż przy gardle.
- Tylko drgnij. - usłyszałem nad swoim uchem.
- Zabawne. - zacząłem się śmiać. - Zawsze myślałem, że zginę pożarty przez zombie, nie zabity przez człowieka.
- Co tu robisz? - odezwał się kobiecy głos.
- Mieszkam? - odparłem drwiąco. - To mój teren i radzę ci się stąd wynosić!
Uskoczyłem w prawo i dobyłem katany w ostatniej chwili krzyżując broń z
czerwonowłosą kobietą. Mało brakowało a skończyłbym bez głowy. Głupie
posunięcie. Znowu najpierw coś zrobiłem zanim pomyślałem, ale opłacało
się.
- Co masz w plecaku? - zapytała wbijając spojrzenie w plecak zawieszony na moim ramieniu.
- Nie twoja sprawa. - mruknąłem. - Nie wiem co tu robi wasza zgraja, ale
wracajcie do siebie. Nie ma tu nic ciekawego. Nie ma ani jedzenia, ani
picia. Ani nawet żadnego człowieka.
- Dorwały cię? - spojrzała wymownie na moją zakrwawioną rękę. - Jeśli tak, to ten plecak nie będzie ci już dłużej potrzebny...
- Nie jestem skażony. - powiedziałem- Musiałem rozbić szybę by dostać
się do aptek... jakiegoś budynku, ale dzięki za troskę. Jak zacznę się
zmieniać, to na pewno do ciebie napiszę. - posłałem słaby uśmiech i
cofnąłem się o krok do tyłu.
Bolała mnie już rozcięta ręka od trzymania skrzyżowanej broni z kataną
dziewczyny. Gdy czerwonowłosa podeszła bliżej, ja zacząłem się cofać.
Dotknąłem plecami o ścianę. Jednak zombie jest niczym w porównaniu z
ludźmi. One nie wlezą ci do twojej kryjówki na piętrze i nie będą
wyczerpywać ostatnich baterii twojej jedynej latarki...
Tai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz