Jęknął niemalże niedosłyszalnie. Potarł obolały kark, klnąc cicho pod
nosem. Masował pulsującą skórę z wrażeniem, że zaraz jego kręgosłup
pęknie na pół i umrze na miejscu, ewentualnie będzie się wić w
męczarniach, dopóki ktoś go nie dobije lub sam tego nie zrobi.
- Śpiąca królewna się obudziła? - usłyszał czyiś głos. Napiął wszystkie
mięśnie, otworzył szeroko oczy, po czym zmrużył je niczym tygrys w
chwili zauważenia innego, większego i groźniejszego. Jego źrenice się
zmniejszyły tak bardzo, że przypominały dwie ledwie widoczne gwiazdy na
niebie. Z tym wyjątkiem, że barwy zostały odwrócone. Kontrast.
Zignorował ścierpnięte nogi, skurcz gdzieś w plecach oraz zawroty głowy i
wstał tak nagle, iż musiał dłonią podeprzeć się o budynek. Serce biło
mu tak mocno, iż aż wyczuwał, jak boleśnie obija się o żebra. Słyszał
jego bicie, czuł się tak, jak gdyby cały świat również. Krew szumiała w
uszach, zagłuszając resztę dźwięków. Głos, czyjś głos. Beztroski,
niemalże użyty tak, jakby jego właściciel chciał załatwić sprawę jak
najszybciej. Ale jaką? I kto? I przede wszystkim, skażony, czy nie?
Namierzył wzrokiem nieco niższą postać, oddychając szybko i płytko
odsunął się w tył, na krótki moment odwracając i tam głowę. Upewnił się,
że nieznajoma osoba jest sama i nie ma nikogo, kto mógłby go zaskoczyć,
przynajmniej z ziemi w obrębie dziesięciu metrów. O ile zaraz się tak
nie stanie i zimna stal nie przetnie jego skóry, bladej i pokrytej tak
wieloma bliznami.
- Kim jesteś? - spytał nieufnie. Nie chciało mu się wierzyć, że napotyka
człowieka, ot tak. Co prawda spotkał wielu, jednak każdy był już
chociaż po części zmieniony w zombie. A ich unikał jak najlepiej mógł,
czyli co najmniej raz na tydzień mógł się z jednym zmierzyć. W filmach
zawsze przedstawiało się zdeformowane twarze o zielonej barwie, ciała
wykrzywione w nienaturalnym kącie, nogi wolno poruszające się na wzór
prowizorycznych kroków, dłonie uniesione przed siebie, jakby to miało
dodać im prędkości i pozwolić złapać swoją ofiarę. Te bestie łaknące
ludzkiego mózgu teraz są zupełnie inne. Co prawda są pewne podobieństwa,
ale wiele razy jeden z ugryzionych skoczył na niego, zaskakując i
powalając na ziemię. Zwykle sięgał po nóż w kieszeni, jednak raz sporo
zaryzykował i włożył dłoń do ust po części umarłego gościa i pomiędzy
jego zęby wsadził niewielką, ale jakże skuteczną i widowiskową bombę
własnej roboty. Idiota instynktownie zacisnął szczęki i teraz jedyne,
czym zapłacił Hayato, to poparzenie twarzy i o jeden ładunek mniej. Co
prawda robił je codziennie, to jednak wykorzystał jeden z tych, których
składniki konieczne do zdobycia mieszczą się głównie tam, gdzie
najwięcej wrogów.
- Nic ci nie grozi - przez to, że nadal czuł mdłości, miał wrażenie,
jakby głowa miała mu eksplodować oraz słyszał różne nieokreślone bliżej
dźwięki, nie potrafił rozszyfrować tonu, a nawet modulacji głosu.
Wydawało mu się jednak, że usłyszał nieco zniecierpliwienia. Jednak
słyszy również coś przypominające ogromne konary drzewa spadające jeden
po drugim na nagą ziemię, będące w rzeczywistości biciem jego dziko
galopującego serca.
- Jaką mam pewność? - kontynuował. Nie miał zamiaru dać się zwieść, być
może jad jeszcze nie rozszedł się dobrze, być może dopiero przemiana się
zaczyna. Nie może ryzykować, to zbyt... ryzykowne? Niebezpieczne,
szalone, nienormalne, samobójcze. Wiele jest określeń do tego typu
zachowania.
- Bo ty też nie stanowisz już zagrożenia - zmarszczył brwi. O co chodzi?
Jak to nie, skąd ma pewność, że jakiś wcześniej śpiący na środku ulicy
gość jest bezpieczny?
- Jak to? - spytał. Brzmiało to tak, jakby się zdziwił, bo w
rzeczywistości dużo potrafi. Ale jeśli ktoś by mu to teraz powiedział,
zdzielił by go z pięści. Nie ważne, czy baba, czy chłop - zrobiłby to.
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, ból zaczynał ustępować, a sztywne
mięśnie rozluźniać. Czuł się już nieco lepiej. Ale nagle zdał sobie z
czegoś sprawę. "Już". W wypowiedzi usłyszał "już". Co to może znaczyć?
- Gdy cię znaleźli walczyłeś, ogłuszyli cię. Badania wyszły pozytywnie,
moim zadaniem było poczekać, aż się obudzisz i przedstawić sytuację -
oniemiał. Jak to znaleźli? Czyli jest ich więcej? Gdzie on jest? Gdzie
go zabrali?! I jaką sytuację? I do cholery,jakie badania? O co tutaj
chodzi? W co tym razem się wplątał?
- Oczywiście, że walczyłem. Nie przepadam, gdy celuje się we mnie z
czegokolwiek, chociażby z procy, ale na pewno nie z karabinu maszynowego
- mruknął z lekką złością, jednak nadal był ciekawy wszystkiego. I
zdezorientowany i zestresowany, ale starał się tego nie okazywać. - I
jeszcze przeprowadziliście na mnie testy - jęknął, jakby to oznaczało
dla niego koniec świata. Usłyszał ciche westchnięcie. No tak, za dużo
mówi jak na intruza. A przynajmniej się nim czuł.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz