- Proszę, następnym razem nich pan uważa, rozumiem, że tereny, na
których żyjemy nie są zbyt bezpieczne z powodu osuwających się budynków i
różnych zawaleń, ale jednak nie zaszkodzi czasami rozejrzeć się dookoła
- uśmiechnąłem się do mężczyzny.
Podałem mu potrzebne papiery i kiedy w końcu opuścił budynek, mogłem chwilę odetchnąć.
Żyjemy w latach, gdzie schowani za murem sprawiamy sobie więcej
problemów na zdrowiu, jakbyśmy żyli bez niego. To tylko kwestia czasu
zanim jakiś budynek, nie używany od lat, niespodziewanie zacznie się
walić, albo przez czystą nieuwagę możemy wpaść do pierwszej lepszej
podziemnej stacji metra, bo ziemia pod nogami nagle zacznie się osuwać.
Westchnąłem pod nosem, siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach.
Może i nie miałem aż tak dużo roboty, bo przypadki nie były ciężkie i
wystarczyło tylko obejrzeć i opatrzyć ranę, lecz ilość osób, która
przychodził tutaj, czasami nawet kilka razy na dzień, zwyczajnie
przytłaczała. Do tego jeszcze ten młody chłopak, którego niedawno do
mnie przyniesiono. Takie przypadki coraz częściej zmuszały to
przystopowania na chwilę i zastanowienia się, ile takich osób jeszcze
żyje w zewnętrznym świecie, a my nie mamy o nich pojęcia? Z drugiej
strony siedem miliardów osób nie mogło tak po prostu zniknąć z
powierzchni Ziemi, prawda?
Zarzuciłem leniwie nogę na nogę, spoglądając za okno, przyglądając się
równie zapracowanym osobą na zewnątrz. Każdy z nas miał tutaj swoją
własną rolę, która znaczyła dla wszystkich równie wiele.
Kolejne westchnięcie.
Usłyszałem lekki szmer w pomieszczeniu obok, które obecnie służyło jako
chwilowy pokój nastolatka, dlatego powoli zerwałem się z krzesła i
udałem w tamtą stronę. Gdy tylko zdążyłem przejść przez framugę drzwi,
malinowe oczy wwierciły we mnie swoje spojrzenie. Uśmiechnąłem się do
niego pokrzepiająco i zatrzymałem przed łóżkiem.
- Jak się czujesz? - zapytałem, przyglądając się jego reakcją. Był
widocznie zdezorientowany całą sytuacją. - Spokojnie, znaleziono się
rannego dosłownie przy granicy muru i przyprowadzono do mnie. Cokolwiek
ci się tam stało - a spekulować nad tym nie będę - teraz jesteś w
dobrych rękach i już ci nic nie grozi. Jeśli odczuwasz lekkie zawroty
głowy, albo chęć wymiotów - to coś zupełnie normalnego. Jak zapewne
dobrze wiesz byłeś odwodniony i nie jadłeś niczego od paru dni, do tego
upadek... No cóż, wydaje mi się, że rozumiesz - kolejny ciepły uśmiech.
Doskonale rozumiałem jak może się czuć, przecież nie często zdarza ci
się obudzić w zupełnie innym miejscu przy kolesiu, który pyta cię o
samopoczucie, w t samym momencie kiedy ból głowy może cię zabijać.
Jednak nic nie poradzę na rutynowe pytania, od których może zależeć
dalszy los chłopaka. - Ah, byłbym zapomniał. Niedługo ktoś powinien
przyjść z przydzieloną tobie racją żywieniową, więc nie będziesz już
dłużej głodował. Wszyscy w okolicy mamy nadzieję, że szybko wrócisz do
zdrowia.
Chłopak skinął tylko głową na znak, że rozumie i przełknął ślinę.
- Trochę kręci mi się w głowie - mruknął, poprawiając się w miejscu, po
czym znowu wbijając we mnie spojrzenie swoich oczu. Swoją drogą miały
one niezwykle nienaturalną barwę.
- W takim razem leż sobie tutaj spokojnie, przyniosę ci wodę i za jakiś
czas powinno ci przejść - jak powiedziałem, tak zrobiłem. Kilka minut
później siedziałem na brzegu łóżka obserwując jak jego jabłko Adama
porusza się za każdym razem gdy weźmie łyk. Teraz chociaż mogłem być
spokojny, że nie zemdleje mi w najbardziej niespodziewanym momencie.
Zabrałem od niego pustą butelkę, kładąc dłoń na jego czole, sprawdzając temperaturę.
- Jak długo tutaj leżę? - zapytał, głosem zdecydowanie bardziej wyraźnym.
- Tydzień, ale nie martw się, znajdujesz się pod dobrą opieką, no chyba,
że sam stwierdzisz inaczej - zaśmiałem się cicho. No właśnie, cicho. Bo
przestałem, kiedy spotkałem się z kompletną ciszą z jego strony. No
tak, przecież musi to sobie wszystko poukładać, oswoić z nowym
otoczeniem i przywyknąć do osób wokół niego. Ale on po prostu wpatrywał
się we mnie w ciszy, jakby z przekazem, że wolałby zostać sam ze swoimi
myślami, dlatego uniosłem się z miejsca i posyłając mu ciepły uśmiech,
najzwyczajniej w świecie po prostu się usunąłem.
Na tym głównie zleciał mi dzień, na szanowaniu prywatności nastolatka i
zajmowania się własną robotą. Właściwie byłem tak zajęty dziadkiem,
który opowiadał mi historię swojego życia, gdy nastawiałem jego kość, że
nawet nie zauważyłem osoby, która zgłosiła się na ochotnika do
rozdawania pożywienia pacjentom. Dopiero kiedy zaczepiła mnie już po
rozdaniu, żeby o tym powiadomić, skapnąłem się, że jest już wieczór.
Westchnąłem pod nosem, odprowadzając ostatnią osobę wzrokiem do drzwi.
Sam złapałem za podarowaną mi do zjedzenia kanapkę i zacząłem ją w
spokoju spożywać. Wypadało by też sprawdzić co u chłopaka. Dlatego od
razu po pożywieniu się udałem się do niego, sprawdzić czy wszystko w
porządku.
Znowu zostałem obdarowany wlepieniem się we mnie pary malinowych oczu.
- Przyszedłem tylko zapytać, czy nie czujesz się gorzej niż wcześniej i
życzyć dobrej nocy - powiedziałem już w progu, na co nastolatek skinął
głową i powiedział, że wszystko w porządku. Powtórzyłem jego gest
oznajmiając, że rozumiem i kiedy już miałem wychodzić, postanowiłem że
zapoznanie go trochę z otoczeniem pomoże mu się rozluźnić. - Jeśli nagle
poczułbyś się gorzej, albo po prostu poczujesz, że chcesz z kimś
pogadać, to wołaj Aspena. Właściwie to i tak jestem tutaj sam -
powiedziałem i wyszedłem z pomieszczenia cicho zamykając drzwi.
<Krótko, bo jest 3 a mi się chcę spać, następne postaram się napisać dłuższe>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz