Miesiąc. Tyle czasu upłynęło, nim Taiga wróciła do Santari. Zabiedzona,
brudna i zmęczona tak, że aż ja czułem, ale żywa i niezmiennie w jednym
kawałku. Zaskoczyłem samego siebie tym, jak bardzo ucieszyłem się, gdy
ją zobaczyłem. Mieszkańcy miasta już wiele dni wcześniej postawili na
niej krzyżyk, na co tylko uśmiechałem się z zażenowaniem, z każdym
kolejną dobą zaczynałem jednak powoli tracić pewność co do słuszności
swojego stanowiska. Ludzie z miasta ginęli, to był fakt. Taiga nie była
nieśmiertelna, a w las na każdym kroku roił się od niebezpieczeństw,
dlatego ostatecznie zmuszony byłem zaakceptować myśl, że mogła
zwyczajnie zginąć. Aż tu nagle proszę, stanęła sobie obok mnie i jak
gdyby nigdy nic ucięliśmy sobie pogawędkę, w której trakcie dodatkowo
bez skrępowania poprosiła mnie o przysługę. Szczerze mówiąc, nie
radowała mnie myśl choćby przez chwilę pełnienia funkcji chłopca na
posyłki, ale widząc naszą słodką głównodowodzącą w takim, a nie innym
stanie, nie miałem serca jej odmówić.
- W porządku, zrobię to, gdy tylko załatwię jedną naglącą sprawę. Nie powinna zająć mi wiele czasu.
- Trzymam za słowo. - nacisnęła na wyszczerbioną klamkę lekarskiej
kwatery i popchnęła ciężkie drzwi. Skinęła mi ręką na odchodne i
zniknęła w ciemnawym wnętrzu pokoju.
Stojąc jeszcze przez chwilę w posągowym bezruchu, usłyszałem stłumione
głosy, dochodzące przez niewielką szparę w drzwiach. Rozmowa była
głośna, lecz jednocześnie na tyle niewyraźna, że nie udało mi się
podchwycić z niej ani słowa. Nie spuszczając wzroku z klamki, cofnąłem
się o dwa kroki i dopiero potem odwróciłem się tanecznym krokiem,
rozpościerając poły długiego płaszcza. Nawet jeśli nie znalazło to
odbicia na mojej twarzy, przez całą rozmowę z Taigą czułem swego rodzaju
ulgę. Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że ktoś wreszcie
postawi do pionu miasto pogrążone w chaosie i zaprowadzi dyscyplinę,
której ostatnio z powodu nieobecności dowódcy brakowało bardziej niż
czegokolwiek innego.
Kilka rzeczy zatrzymało mnie po drodze na stołówkę dłużej niż byłem w
stanie przewidzieć, dlatego też znalazłem się w niej dość późno,
zwłaszcza że po drodze wstąpiłem do swojego pokoju po skórzaną torbę.
Miałem jednak tyle szczęścia, że z reguły opryskliwa kobieta wydająca
posiłki wyjątkowo postanowiła pójść mi na rękę i nie zadawać wielu
pytań. Za ukazaniem całego kompletu zębów w zniewalającym uśmiechu, na
który niekiedy mogłem sobie pozwolić, udało mi się nawet wyłudzić coś
ekstra. Truskawki. Szczerze mówiąc ani przez chwilę nie sądziłem, że
równie tandetny numer przejdzie równie gładko, jednak jak widać, jeszcze
wiele rzeczy mnie w życiu zaskoczy, a obiło mi się kiedyś o uszy, że
Taiga szaleje za tymi owocami. Tak więc dlaczego by nie? Miałem dobry
dzień i mogłem przy okazji trochę osłodzić go innym, zwłaszcza że
niewiele mnie to kosztowało.
U drzwi kwatery Taigi znalazłem się późnym wieczorem. Wyjątkowo
elegancko i kulturalnie zapukałem w ciężkie dębowe drzwi, a kiedy nikt
mi nie otworzył, bezceremonialnie wszedłem sam, nie mając zamiaru
kwitnąć pod drzwiami i czekać, aż ktoś uprzejmie zdecyduje się mnie
wpuścić. Przekraczając próg, niedbale i pobieżnie omiotłem wzorkiem
pokój, szybko zdając sobie sprawę, jak bardzo odbiegał standardami od
mieszkania przypadającego przeciętnemu mieszkańcowi w miasta. No ale z
drugiej strony, czego się spodziewałem, to przecież kwatera dowódcy,
czyż nie? Niemniej jednak, wśród mnogości sprzętów nie udało mi się
dostrzec ich właścicielki, toteż postanowiłem postawić torbę na stole i
wyjść. Nim jednak zdołałem wprowadzić swój misterny plan w życie, z
piskiem otworzyły się drzwi prowadzące do innego pomieszczenia. To, co
zobaczyłem wmurowało mnie w podłoże i jestem pewien, że moja szczęka
opadłaby z hukiem na podłogę, gdybym na czas dyskretnie nie powstrzymał
jej dłonią.
Taiga wyszła z łazienki odziana jedynie w ręcznik. Rozpaczliwie krótki.
- Pukałem - usprawiedliwiłem się, błazeńsko kładąc rękę na sercu dla
dodania sobie wiarygodności. Drugą ręką zgodnie z wcześniejszymi
zamierzeniami położyłem torbę na stole - Ach tak, i wybacz, że zjawiam
się dopiero teraz.
Czerwonowłosa machnęła niedbale ręką i przeniosła wzrok na stół.
- Mniejsza. Przeniosłeś to, o co prosiłam? - przeczesała palcami mokre
włosy, chwilowo poświęcając im więcej uwagi niż mnie. Nie wyglądała na w
żadnym stopniu zażenowaną całą sytuacją, ba, odniosłem wrażenie, że
zupełnie nie dbała o moje skromne towarzystwo.
- Nawet więcej - z donośnym szurnięciem odsunąłem sobie drewniane,
rzeźbione krzesło, po czym usiadłem na nim, nonszalancko zakładając nogę
na nogę i śmiało patrząc Taidze prosto w oczy, jednocześnie starając
się aby tak pozostało. Naprawdę robiłem co mogłem. - Sam nie wiem, jak
udało mi się to wszytko zdobyć.
Dziewczyna przetrząsnęła zawartość torby i przeniosła na mnie wzrok.
Dostrzegłem zagadkowy błysk w jej oku. Aż przeszły mnie ciarki.
- Trochę za dużo tego, ale dzięki za fatygę. - płynnym ruchem odniosła butelkę wody do ust.
Nie byłem przekonany, czy usłyszałem właśnie swego rodzaju pochwałę, czy
wręcz przeciwnie, mimo to uśmiechnęłam się pod nosem, krytycznym
wzrokiem spoglądając na paznokcie.
- Przyniosłem przy okazji kilka bardziej interesujących raportów z
ekspedycji, spisów zapasów i kilka podobnych papierów. Zapewne Cię to
zainteresuje.
- Zerknę później.
- W porządku - odparłem tonem, który sam w sobie zwracał uwagę. - Jeśli
kiedykolwiek potrzebowałabyś pomocy, powinnaś wiedzieć, że jestem do
Twojej dyspozycji. Miasto nieco podupadło w ostatnim czasie i najbliższe
dni zapewne będą dla Ciebie bardzo wymagające.
<Tai?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz