Słowa Anthares’a mnie zaskoczyły, a co więcej, zirytowały mnie trochę.
Przyznaję, że mężczyzna miał bardzo przyjemną sylwetkę i był bardzo
przystojny, jednak przez jego uwagi zaczęłam się czuć trochę
niekomfortowo. To nie był dla mnie problem spać obok mężczyzny, ponieważ
wiedziałam, że nic by mi nie zrobił, jednak do końca nie ufałam temu
człowiekowi. Pomimo tego, że walczyliśmy ze sobą, nie mogłam mu w pełni
zaufać. Pewnie to dlatego, że miał bliskie kontakty z Taigą, która miała
ochotę mnie rozszarpać na strzępy za nic tak naprawdę. Zdjęłam z siebie
pelerynę, po czym położyłam ją na łóżku. Odwróciłam się do mężczyzny
plecami i poszłam w stronę drzwi.
-Pójdę sprawdzić, czy na pewno w nocy nie będą nam towarzyszyć w nocy -
oznajmiłam i opuściłam pokój. Skierowałam się w lewo, aby zbadać każdy
pokój. Nie chciałam jakiś dodatkowych niespodzianek tego dnia. Stawiałam
bardzo cicho każdy mój krok, ponieważ wiedziałam, że zombie reagują na
dźwięk. Zauważyłam na końcu korytarza, tuż przed schodami, które
prowadziły na strych, zamknięte drzwi. Podeszłam do nich i przyłożyłam
ucho do drewnianych oraz starych drzwi. Nic nie usłyszałam. Żadnych
kroków ani innych dźwięków. Delikatnie nacisnęłam klamkę, przez co
otworzyłam tajemniczy pokój. Nagle tuż przede mną pojawiło kilka dużych
pająków. Z racji tego, że panicznie się ich bałam, pisnęłam ze strachu i
nie mogłam się ruszyć, ani drgnąć palcem. One nie zwracały na mnie
uwagi, jednak ja nie potrafiłam zapanować nad tym strachem. Nagle za mną
pojawił się Anthares, który biegł z sypialni aż tutaj.
- Co jest? Dlaczego pisnęłaś? - zapytał się, wbiegając do łazienki.
Spojrzałam na niego przerażona i wskazałam palcem na kilka wielkich
pająków. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk… Jakby coś się zaczęło poruszać i
miałoby się zaraz przewrócić. Otrząsnęłam się i zauważyłam, że za
drzwiami były jakieś stare rury… I właśnie Anthares, otwierając z całej
siły drzwi uderzył w nie.
- Uważaj! - chwyciłam go za ramię i pociągnęłam w swoją stronę. Jednak
nie przewidziałam tego, że w tych zardzewiałych rurach będzie jeszcze
woda. Co więcej cały ten cho.lerny labirynt zajmował też kawałek sufitu…
Niestety popękały w niektórych miejscach, co przyczyniło się do małego
deszczu bardzo zanieczyszczonej wody.
- Ku,rwa! - przeklnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Anthares postąpił
podobnie. W życiu bym się nie spodziewała, że ktoś tak beznadziejne
zaprojektuje układ tych rur. Spojrzałam najpierw na mężczyznę, który był
przemoknięty do suchej nitki, a potem na siebie. Cieszyłam się, że
zdjęłam z siebie pelerynę.
- Przepraszam… - spuściłam wzrok i zadrżałam lekko z zimna.
- Tym piskiem mogłaś zwabić niepotrzebnych gości. - powiedział bardzo surowym tonem. Aż mnie ciarki przeszły.
- Wiem, dlatego przepraszam… - odpowiedziałam niepewnie. Nie chciałam
być dla nikogo ciężarem, ale najwyraźniej nie potrafię być przydatna.
Zawsze coś spieprzę. Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę schodów,
które prowadziły na parter. Chciałam wejść do pomieszczenia, gdzie stały
nasze konie i wziąć kocyk, którego zabierałam zawsze na misje.
Uważałam, że mógł się przydać, szczególnie, że przeczuwałam taki
przebieg wydarzeń. Kiedy weszłam do pustego pokoju, zauważyłam coś
wyjątkowego… Ashley, ogier który zazwyczaj nie interesował się innymi
końmi, stał obok klaczy mojego dowódcy. Miałam wrażenie, że ze sobą
rozmawiali. Muszę przyznać, że uroczo wyglądali. Spojrzałam na swój
plecaczek, który był przymocowany do siodła. Odpięłam go i przerzuciłam
przez ramię. Weszłam z po schodach, po czym wróciłam do pokoju, gdzie
zastałam półnagiego Anthares’a. Gdy odwrócił się w moją stronę, mogłam
zobaczyć jego sylwetkę. Nie potrafiłam w tamtym momencie ukryć rumieńce.
Był bardzo dobrze zbudowany, a wszystkie jego mięśnie dodawały mu aż za
wiele uroku osobistego. Odwróciłam wzrok i zaczęłam szukać z
zakłopotaniem kocyku, by mógł się owinąć na noc. Spojrzałam przez okno,
gdzie ujrzałam jedynie zachodzące słońce. Trochę się bałam tamtej nocy.
Nie wiedziałam co nas czekało.
- Proszę… - podałam mężczyźnie granatowy koc. Ledwo się mieścił w
plecaku, ale tym razem warto było go ze sobą zabrać. Odwróciłam się do
niego plecami i nic nie mówiąc zaczęłam się rozbierać do bielizny. Gdy
wyjęłam jedno ramię z rękawa, poczułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam
na niego zmieszanym wzrokiem.
- Mam się odwrócić? - zapytał się, unosząc obie ręce. Wzruszyłam
ramionami, a potem przewróciłam oczami i zdjęłam z siebie ubranie.
~ Faceci… ~ pomyślałam i kontynuowałam rozbieranie się. Zostawiłam na
sobie czerwony stanik oraz czerwone, koronkowe majtki, które odsłaniały
prawie całe moje pośladki. Dalej miałam wrażenie, że Anthares na mnie
patrzył i analizował każdy milimetr mojego ciała. Aż się zaczęłam czuć
niekomfortowo. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę, który przypatrywał
mi się ze skupieniem. Wyglądał prawie jak grecki filozof, który
rozmyślał na temat życia.
-Hmmm… - zaczął i spojrzał najpierw na moje piersi, a potem jego wzrok
przeniósł się na moją dolną część ciała. - Wyglądasz o niebo lepiej niż
sobie wyobrażałem. Aż się przestałem dziwić Mobiusowi, że spojrzał na
inną kobietę niż Taigę. - dodał z uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej był
jak większość mężczyzn, którzy patrzyli jedynie na sylwetkę kobiety, a
nie jej wnętrze. Z drugiej strony cieszyłam się, że nie dotknął moich
pleców. Nie widać już blizn na moich plecach, ale można było je wyczuć
za pomocą dotyku. Są to pozostałości po przemocy domowej, którego
doznałam jako dziecko.
- Dziękuję za komplement - odpowiedziałam obojętnym głosem. Jakby on był
Mobiusem, to bym jeszcze coś zasugerowała, jednak to był Anthares, a
nie ten mężczyzna, którego kochałam z całego serca, ale zraniłam go.
Przeze mnie jego związek z Taigą się popsuł. Usiadłam na łóżku i
spojrzałam na krajobraz za oknem.
- Piękny zachód słońca… - powiedziałam cicho pod nosem. - Właściwie, Anthares… - zaczęłam, ale mężczyzna mi przerwał.
- Jak chcesz możesz mnie nazywać Ares, a i jak nie będziesz miała nic
przeciwko, to mogę ciebie nazywać Liv? - zapytał się, posyłając w mój
stronę przyjazny uśmiech.
- Jak chcesz Aresie - odpowiedziałam i owinęłam się ciepłą peleryną.
Słońce zaczęło znikać za horyzontem, co oznaczało tylko jedno, czas aby
pójść spać. Usiadłam najpierw na łóżku.
- Wiesz, że podobasz się Miszy? - powiedziałam i spojrzałam na niego.
- Nie wiedziałem - rzucił dosyć obojętnie. Czyli najwyraźniej nie był
nią zainteresowany. Miałam wrażenie, że jego obiektem westchnień była
piękna dowódczyni Taiga. Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy o różnych
mało istotnych rzeczach. Dowiedziałam się, że również się interesuje
końmi. Trochę po opowiadałam mu o Ashleyu, którego miałam od dosyć
niedawna. W końcu poczułam się trochę śpiąca, więc położyłam się na
łóżku, odwrócona plecami do Aresa. Owinęłam całą siebie peleryną, jednak
odczuwałam okropne i przeszywające zimno. Zamknęłam oczy, by jak
najszybciej zasnąć. Chciałam być pełna energii na następny dzień, ale
zaczęło mi się aż tak zimno robić, że skuliłam się. Pomimo tego nadal
czułam chłód. Odwróciłam delikatnie głowę, by zerknąć na mężczyznę. Spał
już, przynajmniej na takiego wyglądał. Delikatnie się do niego
przysunęłam, na tyle blisko bym mogła się do niego przytulić. Wyglądał
na takiego, co ma wysoką temperaturę ciała. Gdy tylko moje zimne dłonie
zetknęły się z jego ciepłymi plecami, przez moje ciało przeszły
dreszcze. Od tak dawna nie miałam tak bliskiego kontaktu z mężczyzną.
Nagle Ares się odwrócił i spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Zimno ci? - zapytał się lekko śpiącym głosem. Pokiwałam jedynie głową.
Poczułam się zbyt skrępowana by cokolwiek powiedzieć. On był pierwszym
facetem, który widział mnie niemalże nagą od niecałego roku. Mężczyzna
położył się na plecach, tak bym mogła położyć się na jego ramieniu albo
klatce piersiowej. Widząc idealne zarysy mięśni u Anthares’a, zaczęłam
się rumienić i zrobiło mi się gorąco. Przez chwilę poczułam panikę, gdy
poczułam jego dotyk na swojej skórze. Dotyk mężczyzny potrafił
przywrócić mi niektóre wspomnienia, o których chciałam jak najszybciej
zapomnieć. Jednak stał się cud. Ta panika przemieniła się nagle w
spokój. Poczułam się komfortowo, a moje serce szybciej zabiło. Byłam
nadal zawinięta w swoją pelerynę, a Ares miał na sobie kocyk, którego mu
wcześniej pożyczyłam.
- Cieplej ci? - spojrzał na, chowającą się mnie. Nigdy wcześniej się tak
nie rumieniłam. Miała wrażenie, że cała moja twarz się paliła, a moje
serducho ma zaraz wyskoczyć mi z klatki piersiowej.- T-tak… dziękuję - odpowiedziałam drżącym głosem. Zorientowałam się, że
jego dłoń była niebezpiecznie blisko moich pleców. Szybko poprawiłam
pelerynę tak, aby nie mógł dotknąć mojej pocharatanej skóry. Tego nawet
Mobius nie wiedział. Wiedziałam, że wiele mężczyzn uważało to za wadę w
wyglądzie i często wyciągali zbyt pochopne wnioski o dziewczynie. Jedną
rękę trzymałam schowaną przy piersi, a drugą położyłam na jego klatce
piersiowej. Zrobiło mi się aż za wygodnie… Zamknęłam oczy i powoli
odpłynęłam do krainy snów. Wyobraziłam sobie, jak Ares dłonią przejechał
po moich biodrach, a potem po wewnętrznej stronie uda… A jego usta
pieściły moją szyję… Jego zapach zbyt bardzo pobudzał moją wyobraźnię.
Moja dłoń, która leżała na klatce piersiowej mężczyzny, delikatnie i
wolno głaskała jego pierś. Już miałam dalej wyobrazić dalszy przebieg
akcji, kiedy coś mnie wyrwało z tego pięknego transu. Niestety tą piękną
podróż, przerwała jakaś osoba, która wparowała do pokoju z wrzaskiem.
- Ty… ty ku.rwo! - wrzasnęła na cały dom. Automatycznie się podniosłam
do pozycji siedzącej. Była to Misza… Kolejna, która będzie miała do mnie
sapy o to, że „sypiam” z mężczyzną, którego kocha. Tyle że tym razem
bez odwzajemnienia. - Wiedziałam, że taka jesteś! Wiedziałam, że
specjalnie pojechałaś za Aresem, byś teraz mogła mieć go dla siebie! -
kobieta nie dawała za wygraną. Dalej krzyczała w niebogłosy. Spojrzałam
błagalnie na Aresa, który też się podniósł do pozycji siedzącej. Na
widok jego umięśnione sylwetki Misza się zarumieniła, ale też się
jeszcze bardziej rozwścieczyła.
- Ares! Ona… przecież zraniła Taigę! Jak ty możesz z nią teraz bezkarnie
sypiać… - powiedziała załamanym głosem. Już chciałam coś powiedzieć,
jednak wyczułam coś niepokojącego w powietrzu. Widząc, jak kobieta
otwierała usta, kazałam jej się zamknąć. W powietrzu wisiała śmierć…
atmosfera się gwałtownie zmieniła. Wiele negatywnych emocji się
pojawiło. Nagle zza rogiem zaświeciło się zielone i nienaturalne
światło, a sekundę później długie pazury…
- Ku.rwa mać Misza, musiałaś się tak drzeć? - spojrzał na nią
zdenerwowany Ares. Przez hałas jaki zrobiła, obudziła pannę młodą.
Mieliśmy przechlapane. Ten potwór był bardzo silny. Była szybka i
potrafiła się stać niematerialna. Potrafiła nawet zmieniać swoje
położenie w mgnieniu oka, a jej długie pazury służyły do rozrywania
swoich ofiar.
- Super… Panna młoda - powiedziałam i spojrzałam na Miszę z wyrzutami.
Wyskoczyłam z łóżka i chwyciłam swój długi, półtoraręczny miecz.
Wyciągnęłam ostrze z pochwy i skupiłam się na wejściu do sypialni. Przez
chwilę zapomniałam o istnieniu Aresa oraz Miszy. Nagle, w mgnieniu oka,
tuż przede mną pojawiła się panna młoda. Jej długi język, niemalże
dotknął mojej nadal lekko zarumienione twarzy. Szybkim i płynnym ruchem
zaatakowałam ją. Odskoczyła ode mnie i wydała z siebie głośny, a co
gorsze, piskliwy krzyk, który ogłuszał nas. Po raz kolejny się rzuciła
na mnie. Przyjęłam pozycję szermierczą i wyprowadziłam kontratak. Udało
mi się ją delikatnie zranić w brzuch, jednak to nie była śmiertelna
rana. Po chwili zauważyłam kątem oka, jak Ares wydobył miecza i ruszył
na potwora.
Ares? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz