piątek, 23 lutego 2018

Od Olivii CD Anthares’a

Słowa Anthares’a mnie zaskoczyły, a co więcej, zirytowały mnie trochę. Przyznaję, że mężczyzna miał bardzo przyjemną sylwetkę i był bardzo przystojny, jednak przez jego uwagi zaczęłam się czuć trochę niekomfortowo. To nie był dla mnie problem spać obok mężczyzny, ponieważ wiedziałam, że nic by mi nie zrobił, jednak do końca nie ufałam temu człowiekowi. Pomimo tego, że walczyliśmy ze sobą, nie mogłam mu w pełni zaufać. Pewnie to dlatego, że miał bliskie kontakty z Taigą, która miała ochotę mnie rozszarpać na strzępy za nic tak naprawdę. Zdjęłam z siebie pelerynę, po czym położyłam ją na łóżku. Odwróciłam się do mężczyzny plecami i poszłam w stronę drzwi.
-Pójdę sprawdzić, czy na pewno w nocy nie będą nam towarzyszyć w nocy - oznajmiłam i opuściłam pokój. Skierowałam się w lewo, aby zbadać każdy pokój. Nie chciałam jakiś dodatkowych niespodzianek tego dnia. Stawiałam bardzo cicho każdy mój krok, ponieważ wiedziałam, że zombie reagują na dźwięk. Zauważyłam na końcu korytarza, tuż przed schodami, które prowadziły na strych, zamknięte drzwi. Podeszłam do nich i przyłożyłam ucho do drewnianych oraz starych drzwi. Nic nie usłyszałam. Żadnych kroków ani innych dźwięków. Delikatnie nacisnęłam klamkę, przez co otworzyłam tajemniczy pokój. Nagle tuż przede mną pojawiło kilka dużych pająków. Z racji tego, że panicznie się ich bałam, pisnęłam ze strachu i nie mogłam się ruszyć, ani drgnąć palcem. One nie zwracały na mnie uwagi, jednak ja nie potrafiłam zapanować nad tym strachem. Nagle za mną pojawił się Anthares, który biegł z sypialni aż tutaj.
- Co jest? Dlaczego pisnęłaś? - zapytał się, wbiegając do łazienki. Spojrzałam na niego przerażona i wskazałam palcem na kilka wielkich pająków. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk… Jakby coś się zaczęło poruszać i miałoby się zaraz przewrócić. Otrząsnęłam się i zauważyłam, że za drzwiami były jakieś stare rury… I właśnie Anthares, otwierając z całej siły drzwi uderzył w nie.
- Uważaj! - chwyciłam go za ramię i pociągnęłam w swoją stronę. Jednak nie przewidziałam tego, że w tych zardzewiałych rurach będzie jeszcze woda. Co więcej cały ten cho.lerny labirynt zajmował też kawałek sufitu… Niestety popękały w niektórych miejscach, co przyczyniło się do małego deszczu bardzo zanieczyszczonej wody.
- Ku,rwa! - przeklnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Anthares postąpił podobnie. W życiu bym się nie spodziewała, że ktoś tak beznadziejne zaprojektuje układ tych rur. Spojrzałam najpierw na mężczyznę, który był przemoknięty do suchej nitki, a potem na siebie. Cieszyłam się, że zdjęłam z siebie pelerynę.
- Przepraszam… - spuściłam wzrok i zadrżałam lekko z zimna.
- Tym piskiem mogłaś zwabić niepotrzebnych gości. - powiedział bardzo surowym tonem. Aż mnie ciarki przeszły.
- Wiem, dlatego przepraszam… - odpowiedziałam niepewnie. Nie chciałam być dla nikogo ciężarem, ale najwyraźniej nie potrafię być przydatna. Zawsze coś spieprzę. Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę schodów, które prowadziły na parter. Chciałam wejść do pomieszczenia, gdzie stały nasze konie i wziąć kocyk, którego zabierałam zawsze na misje. Uważałam, że mógł się przydać, szczególnie, że przeczuwałam taki przebieg wydarzeń. Kiedy weszłam do pustego pokoju, zauważyłam coś wyjątkowego… Ashley, ogier który zazwyczaj nie interesował się innymi końmi, stał obok klaczy mojego dowódcy. Miałam wrażenie, że ze sobą rozmawiali. Muszę przyznać, że uroczo wyglądali. Spojrzałam na swój plecaczek, który był przymocowany do siodła. Odpięłam go i przerzuciłam przez ramię. Weszłam z po schodach, po czym wróciłam do pokoju, gdzie zastałam półnagiego Anthares’a. Gdy odwrócił się w moją stronę, mogłam zobaczyć jego sylwetkę. Nie potrafiłam w tamtym momencie ukryć rumieńce. Był bardzo dobrze zbudowany, a wszystkie jego mięśnie dodawały mu aż za wiele uroku osobistego. Odwróciłam wzrok i zaczęłam szukać z zakłopotaniem kocyku, by mógł się owinąć na noc. Spojrzałam przez okno, gdzie ujrzałam jedynie zachodzące słońce. Trochę się bałam tamtej nocy. Nie wiedziałam co nas czekało.
- Proszę… - podałam mężczyźnie granatowy koc. Ledwo się mieścił w plecaku, ale tym razem warto było go ze sobą zabrać. Odwróciłam się do niego plecami i nic nie mówiąc zaczęłam się rozbierać do bielizny. Gdy wyjęłam jedno ramię z rękawa, poczułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam na niego zmieszanym wzrokiem.
- Mam się odwrócić? - zapytał się, unosząc obie ręce. Wzruszyłam ramionami, a potem przewróciłam oczami i zdjęłam z siebie ubranie.
~ Faceci… ~ pomyślałam i kontynuowałam rozbieranie się. Zostawiłam na sobie czerwony stanik oraz czerwone, koronkowe majtki, które odsłaniały prawie całe moje pośladki. Dalej miałam wrażenie, że Anthares na mnie patrzył i analizował każdy milimetr mojego ciała. Aż się zaczęłam czuć niekomfortowo. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę, który przypatrywał mi się ze skupieniem. Wyglądał prawie jak grecki filozof, który rozmyślał na temat życia.
-Hmmm… - zaczął i spojrzał najpierw na moje piersi, a potem jego wzrok przeniósł się na moją dolną część ciała. - Wyglądasz o niebo lepiej niż sobie wyobrażałem. Aż się przestałem dziwić Mobiusowi, że spojrzał na inną kobietę niż Taigę. - dodał z uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej był jak większość mężczyzn, którzy patrzyli jedynie na sylwetkę kobiety, a nie jej wnętrze. Z drugiej strony cieszyłam się, że nie dotknął moich pleców. Nie widać już blizn na moich plecach, ale można było je wyczuć za pomocą dotyku. Są to pozostałości po przemocy domowej, którego doznałam jako dziecko.
- Dziękuję za komplement - odpowiedziałam obojętnym głosem. Jakby on był Mobiusem, to bym jeszcze coś zasugerowała, jednak to był Anthares, a nie ten mężczyzna, którego kochałam z całego serca, ale zraniłam go. Przeze mnie jego związek z Taigą się popsuł. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na krajobraz za oknem.
- Piękny zachód słońca… - powiedziałam cicho pod nosem. - Właściwie, Anthares… - zaczęłam, ale mężczyzna mi przerwał.
- Jak chcesz możesz mnie nazywać Ares, a i jak nie będziesz miała nic przeciwko, to mogę ciebie nazywać Liv? - zapytał się, posyłając w mój stronę przyjazny uśmiech.
- Jak chcesz Aresie - odpowiedziałam i owinęłam się ciepłą peleryną. Słońce zaczęło znikać za horyzontem, co oznaczało tylko jedno, czas aby pójść spać. Usiadłam najpierw na łóżku.
- Wiesz, że podobasz się Miszy? - powiedziałam i spojrzałam na niego.
- Nie wiedziałem - rzucił dosyć obojętnie. Czyli najwyraźniej nie był nią zainteresowany. Miałam wrażenie, że jego obiektem westchnień była piękna dowódczyni Taiga. Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy o różnych mało istotnych rzeczach. Dowiedziałam się, że również się interesuje końmi. Trochę po opowiadałam mu o Ashleyu, którego miałam od dosyć niedawna. W końcu poczułam się trochę śpiąca, więc położyłam się na łóżku, odwrócona plecami do Aresa. Owinęłam całą siebie peleryną, jednak odczuwałam okropne i przeszywające zimno. Zamknęłam oczy, by jak najszybciej zasnąć. Chciałam być pełna energii na następny dzień, ale zaczęło mi się aż tak zimno robić, że skuliłam się. Pomimo tego nadal czułam chłód. Odwróciłam delikatnie głowę, by zerknąć na mężczyznę. Spał już, przynajmniej na takiego wyglądał. Delikatnie się do niego przysunęłam, na tyle blisko bym mogła się do niego przytulić. Wyglądał na takiego, co ma wysoką temperaturę ciała. Gdy tylko moje zimne dłonie zetknęły się z jego ciepłymi plecami, przez moje ciało przeszły dreszcze. Od tak dawna nie miałam tak bliskiego kontaktu z mężczyzną. Nagle Ares się odwrócił i spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Zimno ci? - zapytał się lekko śpiącym głosem. Pokiwałam jedynie głową. Poczułam się zbyt skrępowana by cokolwiek powiedzieć. On był pierwszym facetem, który widział mnie niemalże nagą od niecałego roku. Mężczyzna położył się na plecach, tak bym mogła położyć się na jego ramieniu albo klatce piersiowej. Widząc idealne zarysy mięśni u Anthares’a, zaczęłam się rumienić i zrobiło mi się gorąco. Przez chwilę poczułam panikę, gdy poczułam jego dotyk na swojej skórze. Dotyk mężczyzny potrafił przywrócić mi niektóre wspomnienia, o których chciałam jak najszybciej zapomnieć. Jednak stał się cud. Ta panika przemieniła się nagle w spokój. Poczułam się komfortowo, a moje serce szybciej zabiło. Byłam nadal zawinięta w swoją pelerynę, a Ares miał na sobie kocyk, którego mu wcześniej pożyczyłam.
- Cieplej ci? - spojrzał na, chowającą się mnie. Nigdy wcześniej się tak nie rumieniłam. Miała wrażenie, że cała moja twarz się paliła, a moje serducho ma zaraz wyskoczyć mi z klatki piersiowej.- T-tak… dziękuję - odpowiedziałam drżącym głosem. Zorientowałam się, że jego dłoń była niebezpiecznie blisko moich pleców. Szybko poprawiłam pelerynę tak, aby nie mógł dotknąć mojej pocharatanej skóry. Tego nawet Mobius nie wiedział. Wiedziałam, że wiele mężczyzn uważało to za wadę w wyglądzie i często wyciągali zbyt pochopne wnioski o dziewczynie. Jedną rękę trzymałam schowaną przy piersi, a drugą położyłam na jego klatce piersiowej. Zrobiło mi się aż za wygodnie… Zamknęłam oczy i powoli odpłynęłam do krainy snów. Wyobraziłam sobie, jak Ares dłonią przejechał po moich biodrach, a potem po wewnętrznej stronie uda… A jego usta pieściły moją szyję… Jego zapach zbyt bardzo pobudzał moją wyobraźnię. Moja dłoń, która leżała na klatce piersiowej mężczyzny, delikatnie i wolno głaskała jego pierś. Już miałam dalej wyobrazić dalszy przebieg akcji, kiedy coś mnie wyrwało z tego pięknego transu. Niestety tą piękną podróż, przerwała jakaś osoba, która wparowała do pokoju z wrzaskiem.
- Ty… ty ku.rwo! - wrzasnęła na cały dom. Automatycznie się podniosłam do pozycji siedzącej. Była to Misza… Kolejna, która będzie miała do mnie sapy o to, że „sypiam” z mężczyzną, którego kocha. Tyle że tym razem bez odwzajemnienia. - Wiedziałam, że taka jesteś! Wiedziałam, że specjalnie pojechałaś za Aresem, byś teraz mogła mieć go dla siebie! - kobieta nie dawała za wygraną. Dalej krzyczała w niebogłosy. Spojrzałam błagalnie na Aresa, który też się podniósł do pozycji siedzącej. Na widok jego umięśnione sylwetki Misza się zarumieniła, ale też się jeszcze bardziej rozwścieczyła.
- Ares! Ona… przecież zraniła Taigę! Jak ty możesz z nią teraz bezkarnie sypiać… - powiedziała załamanym głosem. Już chciałam coś powiedzieć, jednak wyczułam coś niepokojącego w powietrzu. Widząc, jak kobieta otwierała usta, kazałam jej się zamknąć. W powietrzu wisiała śmierć… atmosfera się gwałtownie zmieniła. Wiele negatywnych emocji się pojawiło. Nagle zza rogiem zaświeciło się zielone i nienaturalne światło, a sekundę później długie pazury…
- Ku.rwa mać Misza, musiałaś się tak drzeć? - spojrzał na nią zdenerwowany Ares. Przez hałas jaki zrobiła, obudziła pannę młodą. Mieliśmy przechlapane. Ten potwór był bardzo silny. Była szybka i potrafiła się stać niematerialna. Potrafiła nawet zmieniać swoje położenie w mgnieniu oka, a jej długie pazury służyły do rozrywania swoich ofiar.
- Super… Panna młoda - powiedziałam i spojrzałam na Miszę z wyrzutami. Wyskoczyłam z łóżka i chwyciłam swój długi, półtoraręczny miecz. Wyciągnęłam ostrze z pochwy i skupiłam się na wejściu do sypialni. Przez chwilę zapomniałam o istnieniu Aresa oraz Miszy. Nagle, w mgnieniu oka, tuż przede mną pojawiła się panna młoda. Jej długi język, niemalże dotknął mojej nadal lekko zarumienione twarzy. Szybkim i płynnym ruchem zaatakowałam ją. Odskoczyła ode mnie i wydała z siebie głośny, a co gorsze, piskliwy krzyk, który ogłuszał nas. Po raz kolejny się rzuciła na mnie. Przyjęłam pozycję szermierczą i wyprowadziłam kontratak. Udało mi się ją delikatnie zranić w brzuch, jednak to nie była śmiertelna rana. Po chwili zauważyłam kątem oka, jak Ares wydobył miecza i ruszył na potwora.

Ares? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy