czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Antharesa CD Taigi

Czujnie przyjrzałem się okolicy. Tak jak za każdym poprzednim razem nie dostrzegłem niczego niepokojącego, lecz nadal nie czułem się zupełnie spokojny. Znalezienie czystego zbiornika w tak śmiesznej odległość od miasta było nie tyle dziwne, co zastanawiające - nie ulegało wątpliwości, że powinien już dawno zostać odkryty. No chyba że każdy, kto to zapuścił się w ten rejon, zwyczajnie nie opuścił go żywy. Niezwykle pocieszające.
Starałem się odsunąć od siebie wątpliwości i, podobnie jak Taiga, skorzystać z okazji na chwilę relaksu, lecz nie potrafiłem pozbyć się przeświadczenia, że wisi nad nami cicha groźba. Mój pierwotny instynkt alarmował, że coś jest nie tak. Poza tym zwyczajnie nie wydawało mi się możliwe, aby nikt nigdy dotąd go nie zauważył tego jeziora. Nie na widoku i nie z czystą wodą.
Sprawdziłem, czy aby na pewno konie są solidnie przywiązane i zwróciłem wzrok na Taigę, poruszającą się w wodzie z wdziękiem tancerki. Skorzystałem z faktu, że chwilowo była zajęta sobą i oparłem się o pogrążony w cieniu pień drzewa. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzałoby mi, gdybym zamiast wchodzić do jeziora, miał tylko patrzeć.
- Woda jest wspaniała - stwierdziła, wynurzywszy się po kilku uderzeniach serca spędzonych pod wodą. Odgarnęła dłonią szkarłatne pasmo włosów z twarzy i spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy - Idziesz czy nie?
Uśmiechnąłem się blado w odpowiedzi, skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem wzrok. Taiga miała absolutną rację, mówiąc wcześniej, że w obliczu otaczającej nas bezwzględnej rzeczywistości powinniśmy korzystać z każdej chwili, która może nam przynieść chwilę wytchnienia. Zupełnie się z nią zgadzałem, jednakże... Bezpieczniej byłoby, gdybym pozostał w cieniu i obserwował przestrzeń wokół nas. Taiga była głową Santari. Każdego można było wymienić, ale nie ją. Gdyby coś jej się stało, byłem pewny, że miasto upadłoby w przeciągu kwartału. Ale z drugiej strony... No właśnie, to była Taiga. Kobieta, za którą wodziłem wzrokiem od bardzo dawna, do tego w samej bieliźnie i najzwyczajniej w świecie pytająca mnie, czy może mam ochotę z nią popływać. I cóż ja mogłem zrobić w takiej sytuacji?
Pokręciłem głową, jakbym sam nie dowierzał, że aprobuję ten pomysł:
- Poczekaj chwilę.
Zsunąłem z ramion płaszcz, zdjąłem kamizelkę, koszulę, buty oraz bryczesy i położyłem wszystko obok rzeczy czerwonowłosej. W samych bokserkach przeciągnąłem się lekko i jeszcze raz ukradkiem potoczyłem wzrokiem o terenach okalających jezioro. Gdy upewniłem się, że wszystko nadal było jak należy, usiadłem na skale, tej samej, na której wcześniej siedziała Taiga. Miała rację - gdy zanurzyłem stopy w wodzie, przekonałem się, że rzeczywiście tego mi był trzeba. Odetchnąłem głęboko. Wiosenne powietrze pachniało jak perfumy.
Nagle ktoś złapał mnie za kostkę. Pociągnął z taką siłą, że wpadłem wprost do wody jeszcze nim zorientowałem się, jak i kiedy konkretnie się to stało. Kompletnie zdezorientowany jakimś cudem wynurzyłem się z wody i odruchowo strząsnąłem z twarzy mokre czarne włosy. Z nieopisanym wyrazem na mokrej twarzy spojrzałem na Taigę. Ta najpierw uśmiechnęła się niewinnie, a potem przyjrzała mi się i parsknęła śmiechem, zakrywając dłonią usta.
- Och? - zapytałem, lecz nim moje słowa zdołały dobrze przebrzmieć, ochlapałem ją wodą.
- Hej! - zasłoniła oczy przedramieniem przed kolejną falą i zaśmiała się miękko i dźwięcznie. Gdy przestałem, natychmiast mi się zrewanżowała i zostałem oblany nową porcją lazurowobłękitnej wody, nim zdążyłem choćby odwrócić twarz. Nie minęła chwila, a oboje byliśmy tak przemoczeni, jak tylko to było możliwe.
- Już dobrze, poddaję się - oznajmiłem przez śmiech z uniesionymi dłońmi, w połowie w geście kapitulacji, w połowie, aby osłonić się przed wodą. Taiga przestała chlapać.
- Kto by się spodziewał, że potrafisz się tak śmiać - skwitowała z zadziornym uśmiechem. Zupełnie mnie zamurowało. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czerwonowłosa natychmiast wyczuła to i zaśmiała się pod nosem.
Prawda była taka, że nie byłem zbyt wylewny w okazywaniu emocji, szczególnie tych pozytywnych. Wiedziałem, że na mojej twarzy rzadko kiedy materializował się inny wyraz, niż kamiennej powagi, a mimo to... Poczułem się dziwnie, słysząc to zdanie. Kiedyś, dawno temu, nim eksperyment wymknął się spod kontroli, z pewnością nie byłem aż tak zawzięty i chłodny. Na pewno potrafiłem się też śmiać.
Odzyskawszy rezon, wytłumaczyłem, siląc się na swobodny ton:
- Być może robiłbym to częściej, gdybym miał ku temu powody. - rozciągnąłem usta w uśmiechu, dokładnie tym, który sprzedawałem kobiece wydającą posiłki, gdy przychodziłem żebrać o coś dodatkowego do jedzenia - może tylko w bardziej szczerej i mniej interesownej wersji.
- Na przykład?
- Na przykład... - zastanowiłem się - Byłbym szczęśliwy, gdybyś poświęcała mi więcej uwagi. - przyłapałem samego siebie na wpatrywaniu się w jej usta. Nie miałem wątpliwości, jak to musiało wyglądać. Natychmiast się zrehabilitowałem - Mam na myśli, że nie mam tu wielu prawdziwych przyjaciół. Do tego rzadko robię cokolwiek niezwiązanego ze swoimi obowiązkami.
Taiga skinęła głową. Przez chwilę wyglądała, jakby naprawę mnie rozumiała, choćby tylko w niewielkim stopniu. Nie miałem wątpliwości, że pod tą twardą fasadą mogła kryć się wielka samotność. Może nie różniliśmy się od siebie tak bardzo, jak jeszcze do niedawna sądziłem.

<Tai? Raany, ile ja to pisałam... xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy