niedziela, 4 marca 2018

Od Juliana C.D Megan

- W dobrym towarzystwie. - Julian uśmiechnął się delikatnie i przyjął papierosa, by po chwili się zaciągnąć i poczuć jak dym wypełnia jego usta. Oddał właścicielce to co jej i wypuścił powietrze z płuc, tworząc przy tym szare kłęby. Zawsze w jakiś sposób odprężające, chłopaka aż przeszły ciarki. Potrzebował tego, tym bardziej, że irytował go fakt bycia bezbronnym. Kobieta miała swój miotacz płomieni, a on? Gołe pięści i dla zdeterminowanego jeszcze butem może rzucić. Jednak coś co powinno teraz bardziej ciekawić chłopaka, jest fakt, że właśnie zaatakowały ich zombiaki i to w środku miasta. Nikt tego nie widział? Przecież to nie możliwe. Nie byli nawet blisko bramy. Julian zastanawiał się, czy pozwolić Megan uporać się z tym samej, czy powinien teraz pobiec i ostrzec resztę. Nie było w końcu pewności, że umarli ich gonili, mogli równie dobrze pójść przyciągnięci jakimkolwiek dźwiękiem do innego domu. Szedł mimo to za kobietą co chwilę się oglądając.
- Pierwszy raz widzę byś się uśmiechał. - Stwierdziła nagle Megan, nadal mając przybraną stalową minę. Juliana zaskoczyło to stwierdzenie, na co odpowiedział wymownym spojrzeniem, mówiącym "Przyłapałaś mnie".
- Jak daleko stąd jest gaz? - Zapytał, by ustalić sobie w głowie plan działania. Dostał krótką odpowiedź, mówiącą, że około dziesięciu minut naszego tempa marszu. Długo, za długo. Julek zaczął się rozglądać za czymś, co mogłoby posłużyć za jego broń. - Musimy poinformować resztę, nikt nie spodziewa się tutaj zombiaków, tak więc, każdy jest łatwym celem, nie wszyscy chodzą tu uzbrojeni. - Nie tylko to było ich priorytetem, także to by dowiedzieć się, jak one się tutaj dostały. Może ktoś ukrył fakt przez innymi, że kolega z pokoju został ugryziony? Ale jak przeszli przez bramę? Julian zawsze sprawdzał ludzi z niewiarygodną precyzją. Czuł jak przytłacza go poczucie winy. Czy teraz ktoś zginie z jego winy? A może już ktoś stracił przez niego życie.
- To nie Twoja wina. - Chłopak usłyszał głos dziewczyny, która odpowiedziała na jego pytanie, tak jakby czytała mu w myślach. - Jesteś Konsjerżem prawda? - Julian jedynie pokiwał głową. - Nie obwiniaj się, zamartwiający się i użalający nad sobą mi się nie przydasz. - Oznajmiła oschle, na co chłopak spuścił głowę. Niby go pocieszyła, ale to ostatnie nie było potrzebne. Mimo wszystko kobieta miała całkowitą rację. Nie może myśleć o tym w takim momencie. Julian z tylnej kieszeni wyjął długopis i małą białą karteczkę, którą zawsze nosi przy sobie, chociażby na takie przypadki. - Co robisz? - Spojrzała na niego pytająco Megan, która też skarciła go wzrokiem, że przez niego się opóźniają.
- Skoro my nie możemy poinformować władzy, to zrobi to najlepszy przyjaciel człowieka. - Oznajmił zielono włosy opierając kartę o ścianę, pisząc krótką notkę, do przywódczyni. Kiedy to zrobił, owinął ją wokół obroży swojego psiaka i pogłaskał go po głowie. - Aport psiaku. - Julian pstryknął palcami i towarzysz od razu wiedział co ma zrobić. Zerwał się z miejsca biegnąc co sił w stronę ciemnych zaułków, które najszybciej poprowadzą do dowódców. Chłopak rzucił porozumiewawczy wzrok do Megan, która była widocznie zadowolona z tego planu. Ruszyli biegiem do ogromnych garaży, gdzie były przetrzymywane rzeczy, dla pracowników Santari. Własnie takie jak gaz, czy różnorodne narzędzia do naprawy rozmaitych sprzętów. Kiedy znaleźli się na miejscu, Megan otworzyła małym kluczykiem kłódkę i rozpoczęła poszukiwania.
- Cholera. - Syknęła, a Julian spojrzał na nią pytająco. Kobieta przeszukiwała wszystkie zakamarki i mimo wszystko nigdzie nie widziała gazu. Skończył się? Na litość boską, w takim momencie? To jakiś kiepski żart. Chłopak zmarszczył brwi i wszedł do środka. Od razu jego oczom rzucił się wielki klucz francuski. Gwizdnął cicho, tak by towarzyszka go usłyszała i tak jak zamierzał zwrócił jej uwagę.
- Mam plan. - Powiedział, gdy rzucił kobiecie kilka granatów dymnych. - Wystarczy przetrzymać go do przyjścia reszty, prawda? - Łapał za wszelkie ciężkie przedmioty, i skrył je w worku. Chwycił gruby sznur, którym go zawiązał. - Jak zrzucimy tę kupę żelastwa na niego, to szybko się nie podniesie. - Julian rozpoczął tłumaczenie swojej wizji towarzyszce.

<Megan? Przepraszam za tak długi okres braku odpowiedzi.>

1 komentarz:

  1. Najciekawsze jest to, że odpis pojawił się tego samego dnia, w którym chciałam odejść.
    Nie wiem, czy brać to za cud czy za łaskę.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy