czwartek, 19 kwietnia 2018

Informacja

Niestety postanowiłam, że blog Santari zostaje tymczasowo zawieszony. Na ile? Sama nie wiem, zależy to tylko i wyłącznie od was. Jeśli ktoś czuje się na siłach, aby pomóc mi postawić ten blog na nogi chętnie takową pomoc przyjmę. Na tę chwilę życzę wszystkim tego co najlepsze :)

czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Antharesa CD Olivii

- Hmm? - wymruczałem sennym głosem i uniosłem lekko głowę, żeby uważniej przyjrzeć się Olivii, gdy nagle jej dłoń, znajdującą się niewiadomym sposobem na moim mostku, zsunęła się rozpaczliwie powolnym ruchem przez cały mój tors aż do bokserek. Krew w moich żyłach zaczęła szybciej krążyć i oprzytomniałem w ułamku sekundy, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Cała dotychczasowa senność wyparowała z mojego umysł i poszła w diabły.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na białowłosą nieopisanym wzrokiem. Byłem rozdarty między dwoma skrajnymi emocjami: zdumieniem, że po tym wszystkim bez najmniejszego skrępowania starała się mnie uwieść, i gniewem na samego siebie, wynikającym z faktu, iż choćbym nie wiem jak się starał, nie byłbym w stanie wmówić samemu sobie, że mi się to nie podobało. Olivia, leżąc na boku w samej bieliźnie, z jedną ręką pod głową, drugą spoczywającą na biodrze oraz ustami rozciągniętymi w zapraszającym uśmiechu, wyglądała co najmniej zjawiskowo, i być może miałbym ochotę nawet pociągnąć tę jej grę, lecz...
To była Olivia. Głowna sprawczyni całego zamieszania, jakie ogarnęło Santari w ostatnim czasie i zarazem ktoś, kto sprawił cierpienie jedynej przyjaznej mi duszy w całym mieście. Nie miałem również wątpliwość, że nadal była w związku z Mobiusem, a ja, krótko mówiąc, nie uznawałem gry na dwa fronty. Na marginesie wypadałoby również dodać, że niezwykle ironicznym wydał mi się fakt, że taktyk zdradził dowódczynię z Olivią, a ta właśnie planowała puścić go kantem ze mną. Cóż, jak widać, istniała jednak jeszcze jakaś sprawiedliwość na tym świecie.
- Co to miało być? - zapytałem głosem dobitnym, lecz pozbawionym oskarżycielskiej nuty. Był w nim niezachwiany spokój i wola otrzymania natychmiastowego wyjaśnienia całej sytuacji. Jednocześnie starałem się skierować myśli na inny tor, niż dotyk jej rąk na moim brzuchu, który nadal wyraźnie czułem.
Olivia uśmiechnęła się niewinnie.
- Mówiłam przecież, że chcę cię tylko rozgrzać - wyjaśniła kokieteryjnie, najwyraźniej nie widząc w swoim zachowaniu nic niewłaściwego. Mimo że robiłem co mogłem, aby nie patrzeć w jej kierunku, nadal czułem na sobie intensywność jej spojrzenia.
Zamknąłem oczy i zmarszczyłem lekko brwi.
- Ach tak? - Mimo że mój głos był całkowicie spokojny, krył w sobie pewien nieznoszący sprzeciwu akcent - Miło z twojej strony, lecz wydaje mi się, że taktyk nie byłby specjalnie zachwycony, gdyby przypadkiem się o tym dowiedział.
Pobieżnie uznawszy temat za zamknięty, zamierzałem położyć się z powrotem na łóżku i spróbować zasnąć. Olivia, owszem, była pociągająca, jednak tak się aktualnie składało, że nie szukałem problemów.
- Mobius? - Białowłosa, przewidziawszy mój zamiar, usiadła obok mnie i parsknęła leniwym śmiechem - Nic mnie z nim nie łączy i jesteś w błędzie, jeśli kiedykolwiek tak było.
Spojrzałem na nią sceptycznie. Zobaczywszy mój wymowny wzrok, zaczęła mówić dalej:
- Ta cała afera to jedno wielkie nieporozumienie - wyjaśniła po prostu, a łatwość, z jaką wypowiedziała te słowa, sprawiła, że być może mógłbym nawet uwierzyć, że była szczera. - Zwykły, fatalny zbieg okoliczności. Taktyk nic do mnie nie czuje. Nadal kocha Taigę, tyle że ona nie daje sobie niczego wytłumaczyć. Nikogo nie słucha i zawzięcie trzyma się swojej interpretacji, nie wiedząc nawet, w jak wielkim tkwi błędzie.
Jej słowa uderzyły we mnie jak kamień wrzucony do jeziora. Spojrzałem na Olivię. Jeśli to była prawda...
- Nie uwierzę w to - upierałem się, starając nie okazać, że ziarno wątpliwości mimowolnie przeniknęło do moich myśli, kołując nad nimi jak sęp nad świeżą padliną - Taiga z pewnością wie, co widziała. Nie sądzę, aby posunęła się do fałszywych oskarżeń, gdyby nie była pewna co do jego winy. Zresztą gdzie on teraz jest? Nie wiedziałem go od miesięcy. To wystarczające potwierdzenie, że coś musi być na rzeczy. Człowiek, który nie ma sobie nic do zarzucenia, nie zachowuje się w ten sposób.
Olivia westchnęła. Nie z irytacją, zniecierpliwieniem czy rozdrażnieniem, lecz z głębokim smutkiem, jakby owa burda przyprawiła ją o wiele zszarganych nerwów i dostarczyła wielu trosk.
- Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje, ale taka jest prawda. Zresztą, jaki miałabym interes, aby cię okłamywać? Mobius nigdy nie był mną zainteresowany i nie sądzę, żeby kiedykolwiek się to zmieniło.
Coś w moim spojrzeniu złagodniało. Przez ułamek sekundy zamiast tradycyjnej zaciętości można było dostrzec w nich zagubienie. W mojej głowie pęczniały, piętrzyły się i wiły stosy myśli. Nowe fakty galopowały przez mój umysł, starając się znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce. Zacisnąłem zęby. Mimo że cała ta nonsensowna sytuacja nie dotyczyła mnie bezpośrednio, nie miałem wątpliwości, że jej echa ciągle będą się na mnie odbijać. Za dobrze zaczynałem się w niej orientować, za dobrze znałem osoby, których ona dotyczyła.
- Jesteś pewna? - sięgnąłem po butelkę stojącą przy nadgryzionej przez korniki wiekowej nodze łóżka, czując nagłą suchość w gardle.
- Żadna zdrada nigdy nie miała miejsca - potwierdziła. - Ja i taktyk to ta sama sytuacja co ty i Taiga.
Ja i...? Zakrztusiłem się wodą. Dość poważnie.
-... Słucham? - wykrztusiłem, po raz kolejny tej nocy omiatając Olivię nieopisanym wzrokiem. Miałem naiwną nadzieję, że nie powiedziała tego, na co wychodziło, że właśnie usłyszałem.
Białowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. - mruknęła, uważnie mi się przyglądając. - Jesteśmy w tej samej sytuacji. Zależy nam na kimś, kto ma nas w głębokim poważaniu.
Specjalnie przeciągając ruchy, odłożyłem butelkę z powrotem na miejsce, pośpiesznie kalkulując w głowie, czy bardziej opłaca mi się zbyć całą sytuację milczeniem, zacząć łgać, czy zmusić się do prawdy. Głośno wypuściłem powietrze. Olivia zwierzyła mi się z relacji łączącej ją z jej domniemanym kochankiem. A mówiąc ściślej, z jej braku. Mimo to nie zamierzałem odpłacić jej się tym samym. Nie wiedziałem, ile mogłem jej powiedzieć, nie wiedziałem nawet, skąd przyszło jej to do głowy, a poza tym - byłem facetem. Z nami nie rozmawia się głośno o takich sprawach.
Przez dłuższą chwilę jedynym dźwiękiem rozchodzącym się po pokoju było gwizdanie wiatru w szparach pomiędzy podniszczonymi drewnianymi ścianami.
- To nie jest ta sama sytuacja - sprecyzowałem półgłosem. Zasadnicza różnica polegała na tym, że uczucia Olivii do taktyka była rzeczą jawną. Mobius był ich w pełni świadomy.
Olivia, z łagodnym uśmiechem na ustach, pokręciła lekko głową z powątpiewaniem. Następnie omdlewającym ruchem opadła na łóżko i przeciągnęła się jak kot.
- No dobrze, jak wolisz, panie wojowniku - mimo że uśmiech na jej ustach był nada widoczny, nie dosięgnął jej oczu, które nadal pozostały bez wyrazu. - Skoro tak, myślę, że powinniśmy iść spać. Jutro czeka nas długa droga z powrotem do miasta.
Chociaż targał mną doskonale zamaskowany niepokój i wątpliwości, wbrew wszelkiej logice i własnemu skołatanemu rozumowi, uświadomiłem sobie, nie chciałem już iść spać - senność opuściła mnie na dobre i potrzebowałem czegoś, kogoś, kto mógłby chociaż przez chwilę zająć moje myśli. Nieważne w jaki sposób. Pragnąłem chwili oderwania się od całego otaczającego mnie chaosu, od tych wszystkich niedorzeczności i miasta, które chwiało się na nogach, po okresie zamętu spowodowanego brakiem dowódcy. Po nieudanej misji i wszystkich poprzednich osobistych klęskach, które zawsze jakoś udawało mi się ukryć pod lodowatą fasadą obojętności i powagi. Chciałem chwili zapomnienia. I może jednak ramiona Olivii były właśnie tym, co mogło mi je dać.
Wiedziałem, co do dla mnie oznaczało, w co wbrew wszystkiemu zamierzałem wkroczyć. I wiedziałem, jak to o mnie świadczy. Oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę, że jestem nikim więcej niż egoistycznym, fałszywym śmieciem, że troszczę się jedynie własny interes oraz skupiam się tylko na własnych frustracjach. Tak czy inaczej, było to do mnie podobne. Niewiele razy w swoim życiu uchodziłem za wzór szlachetności. Miałem wiele za uszami i rzadko kiedy imał się mnie z tego tytułu jakikolwiek dyskomfort. Może w istocie moje wnętrze zawsze było przewrotne. Może za każdym razem, gdy sprawiałem wrażenie dobrego i porządnego, była to tylko śmieszna iluzja.
Misza powinna spać. A nawet jeśli tak nie było, wystarczyło, abyśmy zachowywali się odpowiednio cicho, aby nie domyśliła się niczego i nie wyćwierkała najświeższych plotek całemu miastu.
Coś w moim spojrzeniu błysnęło niebezpiecznym blaskiem. Na usta wstąpił nonszalancki półuśmiech.
- Spać? - powtórzyłem, opieszale przeciągając zgłoski. Przybrałem tak karykaturalny wyraz twarzy, jakbym zupełnie nie rozumiał, skąd przyszedł jej do głowy ten pomysł. Sprężyny zatrzeszczały, a materac wygiął się, gdy położyłem się obok białowłosej, aktualnie leżącej na boku plecami do mnie. Tym razem moje dłonie oplotły ją z dwóch stron: jedna przylgnęła do jej brzucha, druga zaś przesunęła się wzdłuż jej żeber i ramion, po czym objęła ją i przycisnęła do mojej piersi. Otarłem się policzkiem o jej włosy niczym kot potrzebujący atencji. - No cóż, wydaje mi się, moja droga, że najpierw miałaś mnie rozgrzać. - szepnąłem w odsłoniętą skórę na jej szyi, tuż poniżej ucha.
Olivia wzdrygnęła się lekko, zapewne w wyniku zdumienia spowodowanego moją bliskością oraz nagłą, niespodziewaną zmianą podejścia. Odwróciła się lekko, aby kątem oka spojrzeć na mnie przez ramię.
- Już zmieniłeś zdanie? - zapytała rozbawiona, podczas gdy jedna z moich dłoni zaczęła powoli błądzić po jej brzuchu. W pewnym momencie przesunęła się w górę po jej żebrach, zatrzymując się tuż poniżej piersi.
Uniosłem jeden kącik ust.
- Och, skoro oboje jesteśmy wolni jak ptaki, a do tego bez szans na szybką poprawę sytuacji... - musnąłem ustami kolejno jej skroń, policzek i szyję - jak mógłbym mieć coś przeciwko?
- Jesteś pewien? - droczyła się dalej. - Nie chciałabym, aby potem dręczyły cię przeze mnie wyrzuty sumienia...
Zaśmiałem się cicho i odpowiedziałem jej pocałunkiem w szyję. Wyważonym i zmysłowym. Jeśli białowłosa spodziewała się po mnie gwałtowności i pośpiechu, bardzo chybiła. Można było mi zarzucić wiele, lecz z pewnością nie to, że nie potrafiłem panować nad własnym temperamentem.
Ciało Olivii napięło się i rozluźniło w moich ramionach, podczas gdy moje usta rozpoczęły wędrówkę w dół jej szyi. Nagle białowłosa otarła się o mnie ruchem pośladkami, wywołując ciche i frywolne syknięcie. Nowa fala gorąca rozlała się po moim ciele, trwale podgrzewając mi krew w żyłach.
- Przestań - skarciłem ją, na co tylko zaśmiała się miękko.
Obróciła się twarzą do mnie, popchnęła mnie na plecy i zwinnym ruchem usiadła na mnie okrakiem. Oparła ręce po obu stronach mojej szyi, a gdy nachyliła się nade mną, potok jej białych włosów utworzył zasłonę po jednej stronie jej twarzy. Położyłem ręce na jej biodrach i zacząłem bawić się dolną częścią jej bielizny.
Jej usta, miękkie niczym aksamit, ostrożnie musnęły moje, lecz zaraz się cofnęły. Olivia popatrzyła na mnie w milczeniu. Spojrzałem prosto w jej błękitne oczy. Wspaniałe. Głębią mogłyby zawstydzić ocean. Łagodnym ruchem skierowałem jej twarz na wysokość swojej i pocałowałem ją, mocniej i bardziej zdecydowanie. Odsunęła się minimalnie, jakby, wbrew pozorom, bliskość mężczyzny była dla niej czymś onieśmielającym. Zapraszająco uśmiechnąłem się pod nosem, podniosłem się do pozycji siedzącej i pogłaskałem ją po policzku. Bardzo wyważonym ruchem musnąłem ją w kącik ust i dopiero po chwili pocałowałem ja z prawdziwą pasją i zaangażowaniem. Białowłosa, nadal siedząca na mnie, objęła mnie za szyję i przyciągnęła do siebie, napierając na mnie swoim ciałem. Moje dłonie leniwie sunęły po jej plecach, zaznaczały linię kręgosłupa, przeczesywały włosy i chwytały talię. Każdy mój ruch z upływem czasu stawał się coraz intensywniejszy. Korzystając z faktu, że Olivia chwilowo skupiła całą swą uwagę na całowaniu mnie, jednym ruchem rozpiąłem górną część jej bielizny. Odłożyłem ją gdzieś na bok, wcześniej zsunąwszy z białowłosej oba ramiączka.

<Liv?>

Od Antharesa CD Taigi

Czujnie przyjrzałem się okolicy. Tak jak za każdym poprzednim razem nie dostrzegłem niczego niepokojącego, lecz nadal nie czułem się zupełnie spokojny. Znalezienie czystego zbiornika w tak śmiesznej odległość od miasta było nie tyle dziwne, co zastanawiające - nie ulegało wątpliwości, że powinien już dawno zostać odkryty. No chyba że każdy, kto to zapuścił się w ten rejon, zwyczajnie nie opuścił go żywy. Niezwykle pocieszające.
Starałem się odsunąć od siebie wątpliwości i, podobnie jak Taiga, skorzystać z okazji na chwilę relaksu, lecz nie potrafiłem pozbyć się przeświadczenia, że wisi nad nami cicha groźba. Mój pierwotny instynkt alarmował, że coś jest nie tak. Poza tym zwyczajnie nie wydawało mi się możliwe, aby nikt nigdy dotąd go nie zauważył tego jeziora. Nie na widoku i nie z czystą wodą.
Sprawdziłem, czy aby na pewno konie są solidnie przywiązane i zwróciłem wzrok na Taigę, poruszającą się w wodzie z wdziękiem tancerki. Skorzystałem z faktu, że chwilowo była zajęta sobą i oparłem się o pogrążony w cieniu pień drzewa. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzałoby mi, gdybym zamiast wchodzić do jeziora, miał tylko patrzeć.
- Woda jest wspaniała - stwierdziła, wynurzywszy się po kilku uderzeniach serca spędzonych pod wodą. Odgarnęła dłonią szkarłatne pasmo włosów z twarzy i spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy - Idziesz czy nie?
Uśmiechnąłem się blado w odpowiedzi, skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem wzrok. Taiga miała absolutną rację, mówiąc wcześniej, że w obliczu otaczającej nas bezwzględnej rzeczywistości powinniśmy korzystać z każdej chwili, która może nam przynieść chwilę wytchnienia. Zupełnie się z nią zgadzałem, jednakże... Bezpieczniej byłoby, gdybym pozostał w cieniu i obserwował przestrzeń wokół nas. Taiga była głową Santari. Każdego można było wymienić, ale nie ją. Gdyby coś jej się stało, byłem pewny, że miasto upadłoby w przeciągu kwartału. Ale z drugiej strony... No właśnie, to była Taiga. Kobieta, za którą wodziłem wzrokiem od bardzo dawna, do tego w samej bieliźnie i najzwyczajniej w świecie pytająca mnie, czy może mam ochotę z nią popływać. I cóż ja mogłem zrobić w takiej sytuacji?
Pokręciłem głową, jakbym sam nie dowierzał, że aprobuję ten pomysł:
- Poczekaj chwilę.
Zsunąłem z ramion płaszcz, zdjąłem kamizelkę, koszulę, buty oraz bryczesy i położyłem wszystko obok rzeczy czerwonowłosej. W samych bokserkach przeciągnąłem się lekko i jeszcze raz ukradkiem potoczyłem wzrokiem o terenach okalających jezioro. Gdy upewniłem się, że wszystko nadal było jak należy, usiadłem na skale, tej samej, na której wcześniej siedziała Taiga. Miała rację - gdy zanurzyłem stopy w wodzie, przekonałem się, że rzeczywiście tego mi był trzeba. Odetchnąłem głęboko. Wiosenne powietrze pachniało jak perfumy.
Nagle ktoś złapał mnie za kostkę. Pociągnął z taką siłą, że wpadłem wprost do wody jeszcze nim zorientowałem się, jak i kiedy konkretnie się to stało. Kompletnie zdezorientowany jakimś cudem wynurzyłem się z wody i odruchowo strząsnąłem z twarzy mokre czarne włosy. Z nieopisanym wyrazem na mokrej twarzy spojrzałem na Taigę. Ta najpierw uśmiechnęła się niewinnie, a potem przyjrzała mi się i parsknęła śmiechem, zakrywając dłonią usta.
- Och? - zapytałem, lecz nim moje słowa zdołały dobrze przebrzmieć, ochlapałem ją wodą.
- Hej! - zasłoniła oczy przedramieniem przed kolejną falą i zaśmiała się miękko i dźwięcznie. Gdy przestałem, natychmiast mi się zrewanżowała i zostałem oblany nową porcją lazurowobłękitnej wody, nim zdążyłem choćby odwrócić twarz. Nie minęła chwila, a oboje byliśmy tak przemoczeni, jak tylko to było możliwe.
- Już dobrze, poddaję się - oznajmiłem przez śmiech z uniesionymi dłońmi, w połowie w geście kapitulacji, w połowie, aby osłonić się przed wodą. Taiga przestała chlapać.
- Kto by się spodziewał, że potrafisz się tak śmiać - skwitowała z zadziornym uśmiechem. Zupełnie mnie zamurowało. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czerwonowłosa natychmiast wyczuła to i zaśmiała się pod nosem.
Prawda była taka, że nie byłem zbyt wylewny w okazywaniu emocji, szczególnie tych pozytywnych. Wiedziałem, że na mojej twarzy rzadko kiedy materializował się inny wyraz, niż kamiennej powagi, a mimo to... Poczułem się dziwnie, słysząc to zdanie. Kiedyś, dawno temu, nim eksperyment wymknął się spod kontroli, z pewnością nie byłem aż tak zawzięty i chłodny. Na pewno potrafiłem się też śmiać.
Odzyskawszy rezon, wytłumaczyłem, siląc się na swobodny ton:
- Być może robiłbym to częściej, gdybym miał ku temu powody. - rozciągnąłem usta w uśmiechu, dokładnie tym, który sprzedawałem kobiece wydającą posiłki, gdy przychodziłem żebrać o coś dodatkowego do jedzenia - może tylko w bardziej szczerej i mniej interesownej wersji.
- Na przykład?
- Na przykład... - zastanowiłem się - Byłbym szczęśliwy, gdybyś poświęcała mi więcej uwagi. - przyłapałem samego siebie na wpatrywaniu się w jej usta. Nie miałem wątpliwości, jak to musiało wyglądać. Natychmiast się zrehabilitowałem - Mam na myśli, że nie mam tu wielu prawdziwych przyjaciół. Do tego rzadko robię cokolwiek niezwiązanego ze swoimi obowiązkami.
Taiga skinęła głową. Przez chwilę wyglądała, jakby naprawę mnie rozumiała, choćby tylko w niewielkim stopniu. Nie miałem wątpliwości, że pod tą twardą fasadą mogła kryć się wielka samotność. Może nie różniliśmy się od siebie tak bardzo, jak jeszcze do niedawna sądziłem.

<Tai? Raany, ile ja to pisałam... xd>

wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Megumi CD Gabriela

Jego słowa zabolały, ale co mam mu powiedzieć.. Nie powiem, przecież, że cały czas przy niej jestem, że została ugryziona, że próbuje ja wyleczyć, a teraz musiałam dać ja w śpiączkę, bo inaczej umrze.. Nie powiem, nie mogę..
Poszłam do saloniku i usiadłam na kanapie.
- Nie tak dawno temu, żyła sobie pewna rodzina. Oboje rodziców, choć miało cudowne życie na świat przyszły jeszcze dwie cudowne istotki. Myśleli, że to koniec problemów, jednak to był szczyt góry lodowej. Pewnej zimnej nocy, gdy za oknem zaczął padać deszcz, rodzice wyszli i już nie wrócili. Dzieci czekały i czekały, aż w końcu po kilku godzinach.. Postanowiły ich poszukać, wyszły z domu. Ruszyły przez deszcz, jednak samochód stał wszystko było w porządku.. Dopóki nie usłyszały, śmiechu. Rechotu jak stara żaba, podeszły po cichu. Ujrzały wnet starego brzydkiego obślizgłego człowieka. Choć może to było coś innego, byli tam też ich rodzice. Chcieli podejść, jednak zauważyli pieniądze. Wtedy wiedziały, że ich kochani rodzice, sprzedali swoje cudne stworzenia. Po paru latach jedna z dziewczynek zachorowała. Druga się nią opiekowała, dopóki nie zapadła, w głęboki sen. Ta druga dniami i nocami przy niej siedziała, dopóki sama nie zachorowała. Zrobiła to samo co poprzednia, zasnęła. - skończyłam, jednak chłopiec, wyczekiwał. - W nocy słychać jej głos i ciepły wiatr, to oznaka, iż cię pilnuje, to oznaką, iż droga dla ciebie osoba wciąż żyje i jest bezpieczna. Teraz idź spać. Nigdy więcej nie mów tak o mojej siostrze, bo nic nie wiesz. Jesteś tylko dzieckiem. - powiedziałam. Chciał coś dodać, jednak nie pozwoliłam mu. - Spać już jesteś pod moją opieką, więc się słuchaj, bo inaczej pogadamy. Co do twojej cioci, mamy, babci czy kogoś będą później niż, ci wspominała. - rzekłam. Wyszłam z salonu i poszłam usiąść na jedynym z krzeseł. Wzięłam, nalałam sobie wody i wyjęłam zdjęcie, aby po chwili poczuć łzy.
Po wypiciu kubka wody ruszyłam, aby się położyć. Wspominałam czas spędzony z nią oraz to, że da radę. Przecież jest silniejsza niż ja. Z takimi myślami zasnęłam.

Gabriel?

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Gabriela CD Megumi

Kobieta nie była taka zła, na jaką wyglądała. Miała serduszko, które tak trudno jest dzisiaj odnaleźć. Znaczy, nie chodzi o dosłowny narząd układu krwionośnego, tylko o uczucia, które mu przypisujemy. Gabryś polubił ją, ponieważ współczuła innym, którzy stracili bliską osobę. Mógł to stwierdzić, ponieważ sama powiedziała... Że pociesza innych, gdy odwiedzają groby. Chłopak jak w transie wsłuchiwał się w jej słowa. Zainteresował się mocniej, gdy ta opowiadała o swojej siostrze, ale odniósł wrażenie... Nie przejmuje się nią. Starsza siostra nie przejmuje się młodszą, nie tak jak powinna. Mówi, że jest chwilowo niedostępna, ponieważ odpoczywa i w ten sposób zapewnia się jej bezpieczeństwo, ale czy tak jest naprawdę? Nie. Z pewnością coś stara się przed nim ukryć.
– Jest w moim wieku, prawda? – Skinęła głową. – I teraz przebywa sama? – Ponownie skinęła głową. – Jesteś okropna.
Różowowłosa skrzywiła się nieznacznie, ale wciąż pozostała spokojnie i ponowiła swoje pytanie dotyczące kolacji. Pokręcił głową. Nie mieli na tyle żywności, żeby serwować sobie bogate śniadanka, smaczne obiadki i na dobitkę wspaniałe kolacje. Dziś najadł się za wszystkie ostatnie miesiące, ba, może nawet nie jeść przez kolejny tydzień. Nigdy nie wiadomo, kiedy skończy się cała żywność. Niby odpowiada za to, żeby jej nigdy nie brakło, ale z każdym kolejnym dniem do Santari przybywa więcej osób. Rośnie zapotrzebowanie na prowiant...
– To może wydać się niegrzeczne, ale nie będziesz mi mówić, kiedy mam kłaść się spać. Poza tym nie skończyłem wcześniejszego tematu. Liczyłem, że zareagujesz na to, że wyzwę cię od okropnych... No nie wyszło, ale to mi nie przeszkadza. Mogę o tym mówić dalej, o ile mi na to pozwolisz.
– Daj sobie z tym spokój. Wiele ludzi ma o mnie złe zdanie, kolejna niezbyt pochlebna opinia jedenastolatka... niczego nie zmienia.
– Dlaczego zostawiłaś swoją siostrę samą? Po co tutaj przyszłaś, skoro masz kogoś bliższego?
Nie odpowiedziała i zajęła się porządkami w kuchni. Oczywiście. Typowa reakcja. Niewygodne pytania to od razu trzeba unikać odpowiedzi i udać, że coś jest godniejsze naszej uwagi. Tupnął nogą, a cała porcelana stojąca w salonie za szybką... Zaczęła drżeć. Dom był stary, był ruiną. Zatrzymali się tutaj tylko na chwilkę, więc jeśli się rozsypie... Będzie w porządku. Byleby w końcu odpowiedziała mu na pytanie.
– Mnie Carla zostawiła pod twoją opieką, ale jest mi naprawdę przykro. Mogę jedynie przypuszczać, co teraz przeżywa Moli. Nie zależy ci na jej szczęściu? Myślę, że moja rówieśniczka, podobnie jak ja, potrzebuję kogoś, kto będzie się o nią troszczył i dbał non stop, bez żadnej przerwy. Martwisz się o nią? To za mało.
Ale jej wygarnął, teraz na pewno się nie podniesie. O ile dobrze wyczuł, ta mała jedenastolatka dla Megumi jest naprawdę ważna i to powinno ją zaboleć. Dał jej do zrozumienia, że jest nie tylko okropna dla obcych ludzi, ale również dla tej najbliższej. Wiedział, że to, co powiedział, nie było zbyt miłe, ale tym zajmie się jutro. Przeprosi ją za to, oczywiście pod warunkiem, że zrozumie, co złego jest w jej zachowaniu.
Chłopiec skierował swoje kroki do saloniku i podbiegł szybciutko do szafki z drogocenną zastawą stołową. Nie no, dom nie zawali się od zwykłego tupania, ale kroczenie jak słoń w składzie z porcelaną nie jest dobre. Dokładnie sprawdził, czy tylko drgały, czy stało się coś poważniejszego. Kamień z serduszka.
– Nie stłukły się... – westchnął. – Megumi? Opowiedz mi jakąś historię – powiedział nieco głośniejszym tonem, siadając na kanapie.

Megumi?

niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Jojena-Quest 2

Jojen już trzeci dzień przebywał na opuszczonym wysypisku śmieci wraz ze swoim wiernym przyjacielem - dużym dobermanem, Ryakiem. Psiak codziennie wychodził poza wysypisko, by szukać pożywienia. Często przynosił Jojenowi różne produkty w puszkach i paczkach, wykradzione z opuszczonych sklepów, a dla siebie, niespodzianka - karmę dla psów.
Ryak był mądrym psem, towarzyszył Jojenowi od najmłodszych lat. Był staruszkiem, jednak dobrze się trzymał i bardzo kochał chłopaka, z wzajemnością.
Dlaczego to pies szukał pożywienia? Był mniejszy od człowieka, do tego czarny, a co za tym idzie - trudno go zauważyć. Był także mądrzejszy od tych dziwnych stworzeń, które wałęsały się blisko wysypiska. Każdej nocy przechodziły obok kryjówki chłopaka i jego pupila, jednak Jojen czuł się bezpiecznie w towarzystwie przyjaciela.
Pewnego wieczoru Ryak jak zwykle wyszedł na poszukiwania, ponieważ ich zapasy powoli się kończyły. Jojen jak zwykle dał mu czułego całusa w nos, a pies jak zwykle polizał go po dłoni i pobiegł w stronę wyjścia.
Kiedy Jojen się obudził, był zaskoczony, że pupil nie obudził go lizaniem po twarzy. Zaniepokojony wychylił głowę z kryjówki, jaką była duża dziura w stercie śmieci. Psa nigdzie nie było.
Może coś go zatrzymało, pomyślał.
Przeszukał całe wysypisko, jednak Ryaka nigdzie nie było. Wieczorem chłopak wrócił do kryjówki i spróbował zasnąć.
Następnego dnia pupila także nie było.
Jojen ośmielił się wyjść poza teren wysypiska i poszukać przyjaciela nieco dalej. Niestety, nie znalazł go.
Tak było przez następnych kilka dni. Jojen szukał, jednak każde jego poszukiwania kończyły się wielkim rozczarowaniem.
Któregoś ranka obudził go dziwny dźwięk. Młodzieniec podniósł się i przetarł oczy, wychylił głowę przez niewielkie wejście do kryjówki. Zobaczył swojego pupila grzebiącego w stercie śmieci nieopodal.
-Ryak! - zawołał uradowany i zbiegł do psa.
Odrzuciło go groźne warczenie. Chłopak od razu zauważył, że z jego przyjacielem coś jest nie tak. Trudno było nie zauważyć - skóra Ryaka w niektórych miejscach była zdarta, chłopak mógł zobaczyć jego gołe mięśnie. Gdzieniegdzie widoczne były gołe kości.
To, co najbardziej przeraziło chłopaka, to oczy przyjaciela. Nie były już oczami jego dawnego pupila, wypełniało je szaleństwo, chęć mordu.
Jojen cofnął się, słysząc warczenie przyjaciela. Pies rzucił się na niego i kłapnął zębami tuż obok jego głowy.
-Ryak! Co ty wyprawiasz?! - wołał, usiłując odepchnąć psa.
W pewnym momencie pupil zeskoczył z niego, zaczął trząść łbem i piszczeć. Jojen chwycił za pistolet.
Co ja robię, pomyślał. Puścił broń i klęknął niedaleko przyjaciela. Ten podszedł do niego, a Jojen znów zobaczył w jego oczach swojego dawnego Ryaka.
-Już dobrze... - przez chwilę się wahał, jednak przytulił pupila.
Pies odsunął się nieco. Warknął na Jojena. Chciał, aby chłopak odszedł. Aby był bezpieczny.
Jojen powoli udał się w stronę wyjścia z wysypiska. Obejrzał się, by po raz ostatni spojrzeń na przyjaciela, po czym odszedł w poszukiwaniu nowego miejsca.

Od Smiley'a CD Taigi

Chłopak patrzył przez chwilę, jak dziewczyna odchodzi. Później zabrał się do pracy. Odwiedził rodziny zmarłych i pobrał im krew do badań, czy tego chcieli, czy nie.
Dokładnie zbadał próbki w małym laboratorium, po czym zapisał wyniki na dużej kartce.
-Interesujące... - mruknął. -Przywódczyni będzie wniebowzięta - zaśmiał się, poczuł na sobie wzrok Jojena.
Zignorował kolegę i przeszedł obok niego. Udał się tylko do swojego mieszkania, by zabrać potrzebne rzeczy. Pistolet, krótki nóż, płaszcz, zapasowa maska. Wziął też torbę z prowiantem, nie wiadomo, ile potrwa podróż.
Zabrał też ze sobą kilka specjalistycznych narzędzi, takich jak skalpel czy woreczek na próbki. Wziął też bandaż i środek odkażający. Później zostawił swojemu kotu zapas karmy na tydzień i wyszedł, mając nadzieję, że pupil nie zje wszystkiego naraz.
Powoli ruszył w stronę głównego wyjścia, gdzie miała czekać na niego Taiga. Smiley musiał przyznać, że była ciekawą osobą, w jednej chwili była twardą przywódczynią, w drugiej - demonem pożerającym wszystkie truskawki w okolicy.
Czekała na niego, wyglądała na zniecierpliwioną, co wydało mu się dziwne, ponieważ przyszedł punktualnie.
-Co znowu zrobiłem źle? - zapytał. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak przerwał jej. -Właściwie to mam, delikatnie mówiąc, w nosie, co masz mi teraz do powiedzenia - przewrócił oczami. - Lepiej spójrz na to - wyjął z kieszeni płaszcza kartkę z wynikami badań.
Taiga wyrwała mu kartkę z dłoni. Rozłożyła ją, po czym przeniosła na nią swój wzrok. Smiley czekał na jej reakcję, uśmiechając się pod maską.
Zdrowy.
Zdrowy.
Zdrowy.
Zdrowy.
Zdrowy.
Wszyscy byli zdrowi.
"Brak śladów ugryzień czy jakichkolwiek innych śladów walki, choroba przenosi się drogą lotną."
Smiley wyszedł z miasta.

Taiga?

Obserwatorzy